Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Pordzewiałe szyldy kolonialnych sklepów, których już nie ma, odciskają swoje piętno na tym smutnym miasteczku. Jakby nikt nie umiał zatrzymać karuzeli tragicznych zdarzeń.

- Kiedy dotykam drewnianej, wytartej poręczy, jest jak wyciągnięta dłoń przyjaciela. Zawsze gotowa, żeby pomóc wrócić do jedynego miejsca na świecie, w którym jestem u siebie. Z każdym rokiem te powroty są trudniejsze i przerywane przystankami na złapanie oddechu. Siatka z zakupami robi się coraz cięższa, jakby zamiast powszedniego chleba był w niej kamień, który zamiast pogryźć, trzeba długo przeżuwać, z trudem przełykając malutkie kęsy. - Powiedziała starsza pani, obserwując ptaki, wydziobujące okruszki wprost z jej pomarszczonej dłoni. - Aż kiedyś przyjdzie taki moment, że może już nie starczyć sił na powrót.

- I co wtedy? - zapytał kudłaty chłopak?

- Wtedy najlepiej zostać w domu i tylko patrzeć na ptaki niebieskie z nadzieją, że oddadzą, chociaż kilka okruszków wysypanych przez te wszystkie lata na kuchenny parapet. Zaczyna się walka o jeszcze jeden dzień, jeszcze chwilę, bo co będzie z tym miejscem, kiedy człowieka zabraknie, a które się zestarzało razem z nim? Kto będzie je kochał bezwarunkową miłością i pieścił pomarszczonymi opuszkami palców, aby poczuć, że jest się u siebie? - rzekła staruszka, krusząc w palcach kawałeczek chleba.

Ilość odsłon: 807

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.