Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki


miał amortyzować skutki wewnętrznych drgań, a może

tuszować brak spójności w twoich opowieściach.

odkąd wpuściłam pierwszego cumulusa, babcia apolonia, stojąca na kominku

w mosiężnej ramce, puka palcem w czoło, kręci głową, wzdycha.

 

cumulusy lubią żyć w stadach, przygarniałam więc kolejne. bezdomne psy.

wiedziały kiedy układać piramidy między poduszkami albo płynąć do kuchni,

by obiad był do przełknięcia, bez konieczności unikania wzroku.

 

babcia apolonia coraz rzadziej się uśmiecha. a przecież gadamy uśmiechami.

wokół merdające ogonki, różowe języki. kończy się karma z wiecznych tłumaczeń.

jedno spojrzenie na damę w indygo i wiem, co mówią oczy wzniesione ku niebu.

 

przez balkonowe okno wypuszczę wszystkie wierne psy.  

ty trzaśniesz drzwiami i znów będzie o czym gadać przy kominku. dotrze:

gdyby ustroić cię płatkiem śniegu na rzemyku, przetrwałby na twojej piersi

do kolejnej zimy. zupełnie jak pamiątka kolędy, wetknięta w róg ramy.

 

babcia apolonia zawsze wsuwała obrazek z jezusem w róg ramy portretu dziadka.

mówiła: są tacy podobni.




Ilość odsłon: 3600

Komentarze

listopad 18, 2017 09:34

Imre bardzo Ci dziękuję :) zawsze z zainteresowaniem czytam Twoje interpretacje... cieszę się, że tekst otworzył furtkę do tak ciepłych wspomnień, choć w nim na przemian ciepło z zimnem...
chmury wpuszcza się z różnych powodów... można bujać w obłokach, można też coś nimi przesłonić i udawać, że tego nie ma...
Dziękuję również za nominację i pozdrawiam serdecznie :)

listopad 17, 2017 23:45

Bardzo ładnie.
Przypomniała mi się kuchnia moich dziadków ze starą maszyną do szycia. Już jej babcia nie używała. Raczej był to drugi stolik z "zapasem" gości niedzielnych z całego roku. Kredkami dorysowywałem na zdjęciach okulary i wąsy. No chyba że z dziadkiem grałem w szachy na łuszczącej się starej planszy. Lakier podobnie odpadał na maszynie. Wszystko powoli się rozsypywało. Najpierw wapno ze ścian stodoły, potem zdrowie dziadka po tym jak go koń kopnął w klatkę poersiową. Wreszcie gdy już dziadkowy rower zupełnie zardzewiał zaczęły wypadać ostatnie dni z pamięci babci... aż wszystko straciło spójność. Jedynie wyjątkowo mocno kleiło się niebo do ziemi tak że łatwo było w niego wsiąknąć...

Te chmury to dla mnie tutaj taki czas. Czas gdy resztki pamięci są jeszcze z żyjącymi, widzimy to wszystko co wokół, przestrzeń... Ale jest to już wszystko ich. Tych co odeszli... zupełnie podobnie jak patrzę czasem na tamto puste podwórko i wciąż mam wrażenie że żyje swoim bogatym życiem... tak jak wiele lat temu

Dziękuję Ci za ten wiersz. Było mi bardzo miło tu spotkać siebie

listopad 17, 2017 23:01

Dziękuję Leszku. Miło, że się podoba :) pozdrawiam

listopad 17, 2017 22:06

Fajne te cumulusy, ale pewnie i kłopot gdy się ich wpuści za dużo :)
Pięknie napisane i końcówka super.
Pozdrawiam