Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

- Nie ma problemu abym ja się przebrał za bezdomnego. – Wypaliłem w końcu. Mogę być tym bezdomnym. Przecież i tak mnie nikt nie zna, nikt nie wie, kim jestem. Po prostu się przebiorę i to wszystko.
Lucyfer pojął to w lot i uspokoił natychmiast. Rzucając kilka zdań w stylu „dlaczego sama na to nie wpadłaś” zgodził się natychmiast i zniknął. To był mój nowy początek innego jeszcze życia, wcielenia w Acrueil.
Chodziliśmy wtedy z Zuzu uzbrojoną w aparat fotograficzny po ulicach, a ona robiła zdjęcia, które okazały się perfekcyjnie. Byłem na okładce kolorowej gazety i w środku również. Obok swojego wózka ze szmatami, zepsutą walizką i stosem gazet emanowałem tajemniczym pięknem włóczęgi na tle szarej wody Sekwany i równie dobrze prezentowałem się ubrany w obdarte spodnie na ławce w parku, gdy czytam starego i udartego w jednym narożniku La Monda.
Od tego momentu zostałem statystą wykorzystywanym do najróżniejszych ról. Grałem księdza, w reportażu o księżach, którzy zmienili stan kapłański, bardzo trudne było znalezienie jakiegokolwiek z tego powodu, że większość opuściła już stan kapłański, a moja redakcja jak to się mówi trochę przespała temat i trzeba było znaleźć jakiegoś, który porzucił kapłańską sutannę. Temat taki jak o Komecie Halleya.. Gdzie zrobić o niej materiał jak nie ma jej w pobliżu? Wyszło bardzo dobrze. Oglądanie siebie w koloratce na tle zachodzącego słońca powodowało u mnie stan niemalże rozpływu, roztkliwienia i duchowego uniesienia, oraz dumy, że w końcu jestem aż tak przystojny. Oprócz moich zdjęć było też coś o przygodzie seksualnej z ładną modelką tak, aby wszystko bardziej ubarwić i wskazać na niebezpieczeństwa czyhające w stanie kapłańskim. Do diabła chciałbym być takim księdzem katolickim narażonym na ciągłe pokusy obcowania seksualnego ze strony biernych i posłusznych owieczek. Ale z tą modelką Zuzu przesadziła!

Wtedy okazało się niespodziewanie dla mnie, że mogę być każdym, kim każe mi się być. Mogę być człowiekiem, który interesuje się nową gazetą przed budką z gazetami, powodzianinem, któremu zmiotło dom, powiedziałem tylko kilka zdań o tym, że cieszę się z dużego ubezpieczenia, oszukanym przez biuro podróży wędrowcem, który zamiast swoich bagaży odebrał bagaż iluzjonisty, oszalałym z nienawiści do kobiet więźniem w Prison de La Tuilière. Zamordowałem ich ponoć kilka, a potem napaliłem w kominku czytając przy tym popołudniowe gazety. Bycie otyłym studentem z nową lepszą wersją dietetycznego hot-doga, po którym się rochorowałem na kilka dni, bo parówka była wyjątkowo niestrawna, nie sprawiło mi równiez żadnego problemu. Nie było dla mnie żadnym wyuzwaniem wcielenie się w rolę obrońcy praw ojcowskich do swoich dzieci gdy okazało się że nie ma nikogo takiego w całym Luksemburgu, a trzeba czymś wypełnić treść jednego z bloków tematycznych poświęconych teamtyce społecznej.  W każdej z tych ról sprawdzałem się lepiej niż mogłem kiedykolwiek przypuszczać.
Redakcja dla której pracuję to część koncernu wydawniczego. Mieści się w kilkunastu kopułach wyglądających jak  baniaste narośla na Ziemii. Dookoła nich rośnie przerzedzony las. Najbliższa miejscowość, w której mieszka większość z nas, nazywa się Acrueil, identycznie z nazwą naszej firmy skupiającej kilka stacji telewizyjnych oraz radiowych, a także magazynów kolorowych i gazet codziennych. Jeśli spojrzelibyśmy z góry na mapę to  miejsce te znajduje się pomiędzy splecionymi nitkami wijącymi się gdzieś między Luksemburgiem, Francją i Niemcami. Podobno nigdy na tych terenach nie było Anglików.
Wydawnictwa Acrueil wychodzą w największych ilościach we Francji, ale różne są też dystrybuowane po Belgijsku i Niemiecku. Ogromne anteny satelitarne na dachach Acrueil cały czas nadają nasze programy.
Mój boks znajduje się w dużej hali wydawnictwa gdzie pracuje kilkadziesiąt osób. Pracujący tu ludzie podchodzą co chwilę do okien i podnoszą melancholijnie kubek z kawą do ust patrząc na nieciekawy widok za oknem. Poznają mnie tu. Tutaj to nie żadna tajemnica, kim jestem. Nieznany tylko jestem szerszej publiczności, tej która ogląda mnie w programach bo w istocie moja twarz to coś, na co się najmniej zwraca uwagę. Wszak czy pamiętamy kogoś widzianego przez kilka sekund w telewizji?
Mam tu dwoje przyjaciół. Ich imiona to wspomniana Zuzu i Kamerzysta.
 Zu to zimne kraje północy gdyż pochodzi z Finlandii, a Kamerzysta to Francuz, a więc jak dla mnie to lenistwo, beret i drewniane okiennice i leniwe jelita.
Posługuję się stereotypem Francuza, bo mi przypadł do gustu, co na to poradzić. W ogóle nasz mózg jest tak skonstruowany żeby go nie przegrzać ciągłym zastanawianiem się na każdym kroku, – co robić i co myśleć. Jeszcze jeden stereotyp nikomu nie zaszkodzi, zwłaszcza, że Kamerzysta robi wszystko żeby nie wyjść poza niego.
Zuzanna, czyli Zuzu w skrócie Zu jest zupełnie nietypowa jak na kraj, z którego pochodzi. Tak, jest ładna i podoba mi się. Nie tylko zresztą mi. Trudno się domyśleć jej rodowodu. Gdyby mi nie powiedziała skąd przyjechała do Francji, nie domyśliłbym się tego nigdy. Jak można być Finem i być do tego przyciemnionym jak po wyjściu z solarium na cztery lampy UV każda po 1000 wat?
Kiedyś zapytałem ją o dziwny kolor jej cery i podejrzane loki. Miała wtedy w uszach kolczyki w kształcie śnieżek. „Jestem Finką po matce i Włoszką po ojcu” - powiedziała. Ojciec był flegmatykiem, a matka choleryczką. Mój ojciec był chyba najbardziej flegmatycznym Włochem, jaki się kiedykolwiek urodził na Półwyspie Apenińskim. Matka z kolei była chyba najbardziej krzepką Finką, jaka się urodziła na północy Europy. Tak mi powiedziała. Zuzu jednakowoż się mną trochę interesuje.
 Temperamenty rodziców Zu były przez to były takie same. „Ja nie wiem, kim mam się czuć, mieszałam to tu, to tam”. Wzruszyła przy tym ramionami. „ Na północy jest dla mnie za zimno, na południu za ciepło”.
Kamerzysta tymczasem ze swoim sweterkiem w serek i tłustymi włosami to mój największy przyjaciel. Ciągle mieszka w domu rodzinnym pomimo tego, że ma już prawie 40 lat. Zbiera stare pocztówki, nie gra w Bulle, bo mówi, że mu nie idzie i stara się zainteresować sobą jakąś kobietę, która nie jest jego matką. Ta z kolei opiekuje się nim jak 1,5 rocznym dzieckiem. Gotuje mu herbatki na zaparcie i masuje brzuch, gdy ten ma problemu ze swoim francuskimi jelitami.
Kamerzysta wkręca się w opowieści, że jego problemem były kiedyś opiaty, ale wyleczył się z „pudrowania noska” ziołami. Ziołami?! Naprawdę można zrobić coś takiego pijąc zioła? Twierdzi, że jego mama wymyśliła jakaś mieszankę, po której uwolnił się od tego problemu. Podobno polecił ją jej jakiś buddysta, który był długo przewodnikiem turystycznym po jakimś klasztorze w Tybecie. W klasztorze, co i rusz zjawiali się jacyś nawiedzeni z Europy, którzy częstowali go tym, co tam mieli najlepszego. Biedak uzależnił się, a potem wynalazł te zioła podczas którejś iluminacji. Jakoś nigdy nie mogłem w to uwierzyć, ale niech mu tak będzie.
 To, co nas łączy, mnie, Kamerzystę oraz Zu to wspólna praca. Kamerzysta trzyma zawsze Kamerę, a Zuzu dziennikarka mówi do niej. Ja robię z siebie tradycyjnie debila.
Mamy dzisiaj gdzieś jechać. Zrobić materiał z konferencji. Tym razem mają to być modelki. Co? Modelki? Co to ma być do diabła? Nie wyobrażam sobie, o czym mogą konferować panie zajmujące się tą profesją. Zuzu i Kamerzysta stoją teraz obok mojego boksu. Patrzę na nich zdziwiony. Zuzu ma parę zgrabnych nóżek w cielistych pończochach wychodzących spod krótkiego kożuszka i do tego zgrabnie pachnie. Zastanawiam się, czy jeżeli pojedziemy to dostaniemy pokój we trójkę i będę mógł ją podglądać jak bierze prysznic. Jestem trochę taka świnia. Podglądanie niewinnych ofiar pod prysznicem sprawia mi dziką i podniecającą uciechę. Ale w przypadku Zuzu staram się, by nie było nic więcej. Dziewczyna chyba odbiera to telepatycznie, bo nagle przerywa rozmowę z Kamerzystą i patrzy przez chwilę marszcząc oczy. Wyciąga rękę z jakąś teczką w moją stronę, jakby chciała przerwać te rozmyślania. cdn

Ilość odsłon: 855

Komentarze

sierpień 29, 2018 21:10

Jest bardzo ciekawie chociaż środowisko w którym rozgrywa się akcja jest dla mnie odległe mentalnie, ale się wczuwam i będę czytał
Pozdrawiam

sierpień 29, 2018 21:10

Przeczytam i ja,
przecież w końcu Autor musi zdradzić tajemnicę tytułu
(w końcu nie chodzi tu o kamerzystę "żabojada")

Pozdrawiam

sierpień 29, 2018 10:25

Według mnie, jako czytelnika, co trzy, cztery dni.
Ale każdy inny odstęp między kolejnymi odcinkami jest też dobry. I tak przeczytam.:))

sierpień 28, 2018 11:08

zastanwiam się z jaką częstotliwością dawać kolejne części :\

sierpień 28, 2018 08:35

Ciekawe. Trochę przypomina niektóre opowiadania Heinricha Böll.