Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Zapraszam cię do siebie, bliźni
albo
Zasłonięte okna


Siedzimy obrażeni przy oknie i wszystko

co żywe nas wkurwia

G. Wróblewski


Wolno spacerujesz. I kochasz wszystko, co widzisz.

  Opłatek oparty o figurkę Matki Boskiej
    przywodzi na myśl żagle, wycieraczki i koce
      wytrzepane przez marynarza, który je myli.
A mnie poślą przodem, bo niczego nie potrafię,
  nawet podzwaniać jądrami, snując się po domu,
    w którym chrześcijanie nie gaszą za sobą świateł,
      by zapomnieć, iż są na wygnaniu bez powrotu.
Wzdychania kulawego ojca, który wciąż pije
  (to dlatego w pobliskim rynsztoku dziczeje nurt),
    mlaski matki ssącej czekoladę – jak gdyby bruk
      Bóg rozbierał w uszytej z sutanny rękawiczce –
i bluźnierstwa brata przy głośnej, ciężkiej muzyce
wznoszą latarnię widmo dla spóźnionych wrażych kurw.

Będę brał Ciebie w kościele


Nie odliczaj już, kobieto, czasu do końca,
  bo gdzie indziej, powiadam, nie byłoby lepiej.
    Obecnie mam przytulny dom, gdziekolwiek leżę,
      i trwa wciąż we mnie chwila łatwo uchwycona.
Ale najpierw poleciało kilka kamieni
  w moją stronę, a gnój krzyknął: „Ty skurwysynu!”,
    jak gdyby skądś razem z krzyżem Pan Jezus Chrystus
      został wyniesiony, gdyż wyznał, iż też grzeszył.
Dymem z komina, smugami po samolocie
  do firmamentu psychiatra Bóg mnie przywiąże,
    lecz inni, mali, widząc bezruch, słysząc ciszę,
      przeszkodzą nam, choć to nie lot na wieś. Z zachwytem,
pustelnik, zrobię ci dziecko, zanim odejdę.
Im dalej się rozpycha, tym jest wyraźniejsze.

Będę brał Ciebie w kościele 2


ja nie wiem,

kto te dzieci robił,
i w jakiej pokorze.

Karol Maliszewski


Zrobili mnie wieśniacy Zbigniew i Grażyna.

  Nie w pokorze. Nie w uniesieniu. Jak więc nazwać
    ów akt? Ażebym mógł dzisiaj równo oddychać,
      śmierć, za którą idę, przyspiesza albo zwalnia.
Przed Aniołem Pańskim w tv sygnału znów brak.
  To, rzekła koleżanka, przeszkodził ci diabeł.
    Najlżejsze z ziemskich cierpień, li mężczyznom znane,
      jest gorsze od piekła, jeśli w nieskończoność trwa.
Zarówno w lusterku, jak i na firmamencie
  widzę tę samą twarz. Czy komuś bywa obca?
    Kiedy zamknę oczy, znajdę na niej o jeden
      szczegół więcej niż ksiądz, a ciemność w mig mnie pozna
i opisze dokładnie całą paletę barw.
Malując miasta, wstydzę się swego imienia.
Ilość odsłon: 903

Komentarze

maj 15, 2019 19:49

Warsztatowo dobre, tematykę próbowałbym zmieniać, ale to tylko ja
Pozdrawiam