Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

   Nastał czas, kiedy rolnicy w starszym wieku, zaczęli w zamian za emeryturę, oddawać swoją ziemię PGR-om. Wtedy w naszym wiejskim krajobrazie, pojawiły się duże połacie łąk i pokaźne pola łubinu oraz rzepaku, tworzące w czasie kwitnienia jednorodne plamy, fioletowe i żółte.
Ale w naszym zakolu rzeczki Baweł, czyli na Młyniku (zwanym tak dlatego, że stał tutaj kiedyś wodny młyn), nadal dominowały niewielkie poletka i łączki, poprzecinane miedzami. Ziemia cały czas była uprawiana przez swoich właścicieli.
Wszyscy na wiosnę sadzili ziemniaki. Na jesień siali żyto. Czasem trafiało się pole pszenicy, owsa, lnu albo maku.
Przy każdym domostwie był ogród, z grządkami pełnymi warzyw, spożywanych na bieżąco, oraz przetwarzanych na zimę. Warzywniak, zazwyczaj był dookoła obsadzony górującym nad innymi roślinami słonecznikiem. Lubiłyśmy z Renatą dłubać jego pestki. Siedząc z dyndającymi nogami na moście, albo na przełazce, wpatrywałyśmy się w nurt rzeki, porywający wyrzucane łupinki.

   Na Młyniku były dwa drewniane mosty, dwie przełazki i jedna tama. Pierwszy most - ten przy naszym polu - łączył Młynik z główną drogą, biegnącą przez całą resztę wsi. Drugi, po przeciwnej stronie zakola, znajdował się już w lesie. Za tym mostem, droga rozwidlała się w dwóch kierunkach. Jedna wiła się w głąb sosnowego lasu, a druga u podnóża wysokiego wzniesienia, okalającego wioskę z północnej strony. 

   Okoliczne tereny były bardzo różnorodne. Bogate między innymi w takie właśnie wzgórza, ciągnące się w lasach, stopniowo malejące, znikające z oczu, aby za chwilę znowu się pojawić i zachęcać do zdobywania szczytu.
Skrabałyśmy się nieraz z Renatą, na te szczyty, wydłubując z piaszczystej ziemi zielonki, szukając konwalii, albo po prostu żeby pogapić się z góry na okolicę.
U podnóża wzniesień, wiosną bieliło się od kwitnących zawilców, złociło od pięciornika i pachniało słodko fiołkami.
Bywały też "gołe" wzniesienia, niezalesione. Te zimą przeobrażały się w istny raj, dla nas = dzieciaków. 

   Gospodynie robiły na zimę dużo zapraw. W każdym domu obowiązkowo musiały być drewniane beczki, do kiszenia kapusty i zasalania mięsa, oraz kamionkowe garnki do ogórków, solonych grzybów czy smalcu ze skwarkami i z cebulą.
W naszym domu przetwory przechowywane były w schowanku, które mieściło się w nowej oborze, przy letniej kuchni. Dziadek zamontował tam drewniane półki, a mama skrzętnie je zapełniała słoikami, ze szczelnie zamkniętymi smakami i zapachami lata - mnóstwo surówek, przecierów, sałatek, kompotów i soków.
W każdym wiejskim domu była też piwniczka, zwana "sklepem". U nas mieściła się ona w dużym pokoju, pod podłogą. Był to wykopany prostokątny dół, uszczelniony dookoła deskami i przykryty otwieraną pokrywą, na której kładliśmy skórę z dzika.
W "sklepie", zimą stały koszyki  jabłek i warzyw, worki ziemniaków oraz część słoików.

   Letnia kuchnia tylko z nazwy była letnią. Tak naprawdę, to stanowiła ona serce całego domostwa. Była pomieszczeniem, w którym przebywaliśmy najczęściej. Zarówno latem, jak i zimą. W piecu, zwanym angielką, zawsze strzelały złociste płomienie i przyjemne ciepło buchało na całe wnętrze. To tam mama gotowała potrawy. Tam jedliśmy posiłki. Oglądaliśmy telewizję. Tam my - dzieciaki, odrabialiśmy lekcje, bawiliśmy się w ciuciubabkę czy w kółko i krzyżyk. Tam się toczyły rodzinne dyskusje, czasem kłótnie, czasem śmiechy-chichy. A kiedy kogoś zmorzył sen, to mógł się zdrzemnąć na leżance, koło chlebowego pieca - bo takowy również tam był. W letniej kuchni było po prostu wszystko.

   Na zimę przygotowywałyśmy z mamą pyszny jeżynowy sok, bardzo pomocny przy przeziębieniu.
Znałyśmy doskonale miejsca, gdzie okoliczne rowy porastały jeżynowe krzaki. Gdy ich owoce przybierały czarny kolor i stawały się słodkie, my z Renatą brałyśmy wiklinowe koszyki i wyruszałyśmy przeczesywać gęste, kolczaste krzewy, szukając pysznych owoców.

   Brzegi rowów mieniły się różnymi kolorami polnych kwiatów. Często można było spotkać łąkowe storczyki, o purpurowo=fioletowych kwiatach, nazywane kukułkami. Spomiędzy traw połyskiwały żółte płatki jaskrów, mniszka i dziurawca. Chybotały miniaturowe choinki skrzypu polnego i bazie babki lancetowatej. Z ciemno-czerwonych łodyżek zwisały dzwoneczki kuklika. Gdzieniegdzie kwitły maki. Po krzewach pięły się dzikie powoje.

   Kiedy kończyło się skupisko jeżyn, wychodziłyśmy z Renatą na ścieżkę, biegnącą  wzdłuż rowu, rozglądając się za kolejną jeżynową kępą. 
Przy ścieżce, niskie, polne goździki  tworzyły zwarte skupiska, różowe albo czerwone. Tu i ówdzie, na sztywnych i gęsto ulistnionych łodyżkach, kołysały się płaskie wiechy krwawnika. W innym miejscu roiło się od koszyczków rumianku albo pączków koniczyny. Tam znowu wzrok przyciągały strzeliste pałki wodne i czarne, drobne kuleczki, na czubkach gęstych pędów krzewinki, zwanej przez nas czarnuszką.
Oj! Można było nacieszyć oczy!
Ja uwielbiałam pewną niewielką, urokliwą roślinkę. Włócząc się po łąkach, miedzach czy rowach, zawsze jej wypatrywałam. Niełatwo jednak było się na nią natknąć. Tylko wtajemniczeni wiedzieli gdzie rośnie.

   Babcia Anielka wiedziała. Na Matki Boskiej Siewnej, wyplatała z owej roślinki malutkie wianuszki, dla siebie i dla nas. Wianuszki, babcia plotła też z innych roślin, kwiatów i ziół z nasionami. Związywała po kilka sztuk szeroką wstążką i zanosiłyśmy kolorowe pęczuszki wianków do kościoła, do poświęcenia. Wisiały później w domu, w pokoju, przy którymś świętym obrazie, do następnego roku. Wtedy mama spalała je w piecu, a zawieszała świeżo poświęcone.

   Łzy Matki Boskiej - to nazwa owej tajemniczej roślinki, przyciągającej wzrok i zatrzymującej go na dłużej.
 Łodyżki gęsto oblepione zwisającymi nasionkami o kroplowym kształcie, sprawiającymi wrażenie skapujących łez, lekko drżały na wietrze. 
 Mogłam na nie patrzeć i patrzeć. 

   Wracając z koszykiem pełnym jeżyn, zazwyczaj przynosiłyśmy z Renatą do domu barwny bukiet polnych kwiatów i wręczałyśmy go mamie. Czasem z modraków, zerwanych spomiędzy zbóż, uplotłyśmy wianki i paradowałyśmy w nich do wieczora, sprzeczając się, która piękniej wygląda.
- mamo! spójrz na modrakową panienkę!
= powiedz, że mój wianek jest piękniejszy!
- mamo! mamo!
Każda szukała u mamy, potwierdzenia swojej racji.
Ilość odsłon: 870

Komentarze

marzec 25, 2020 16:36

Bardzo dziękuję, Leszku za czytanie i komentarz.
Widzę, że muszę w tekście bardziej naprowadzić czytelnika, bardziej Go wtajemniczyć w obrządki katolickie kultywowane w Puszczy Pyzdrskiej w związku ze Świętami Maryjnymi.
Bukiety święciliśmy na Matki Boskiej Zielnej - !5 sierpnia, a wianki, na Matki Boskiej Siewnej - 8 września.
Takie to były u nas tradycje ludowe.
Muszę to wpleść w tekst.
Dziękuję, że zwróciłeś na to uwagę.
Pozdrawiam serdecznie:)

marzec 25, 2020 14:32

Przeczytałem z przyjemnością jak zawsze, u nas wiele rzeczy nazywało się inaczej ale te opisane przez Ciebie mają swój urok.
Tylko święcenie bukietów to raczej na MB Zielnej a nie Siewnej.
Pozdrawiam

marzec 25, 2020 11:39

bardzo dziękuję:)
pozdrawiam Cię Chrabio

a co do Ps = to nie mam żadnych zamiarów:)

marzec 25, 2020 11:20

Hej Dziwna!
Przeczytałem twój tekst- ładna proza.
Może to nie jest "Szeptucha" - ale ciepły klimat twojej treści, powoduje iż człowiek cofa się do czasów( których już pewnie nie ma)
Z podobaniem!

P.s - Masz zamiar to wyemitować-:) Bo myślę,że warto!!
Pozdrawiam

marzec 25, 2020 10:34

Dzięki wielkie Tutejsza:)
przynudnawy pewnie trochę ten kawałek i przydługawy:)
tym bardziej miło, że zajrzałaś:)
pozdrawiam serdecznie:)

Konto usunięte

2-5

marzec 24, 2020 20:27

ja tu zaglądam. jeszcze nie skończyłam, ale lubię takie klimaty, więc wrócę i dokończę na pewno.

marzec 21, 2020 13:03

Hej!
może ktoś tu zajrzy jeszcze:)
zapraszam:)
co nieco poprawiłam:)
pozdrawiam wszystkich:)

listopad 20, 2019 11:29

To ja dziękuję, Lu*
:)
Poprawiłam jeszcze co nieco.

Kurcze, to pisanie na telefonie jest strasznie męczące
...ale napisałam...
uuufff
w środku nocy skończyłam co prawda
...ale dotrwałam:)

miłego dnia:)

lu*

2-5

listopad 20, 2019 10:39

Dziękuję!

listopad 20, 2019 02:39

oj!
nie wiedziałam,że te wejścia z brudnopisu
( a pisałam dziś od rana, z przerwami rzecz jasna i z poprawkami) też się tutaj wyświetlą
...no trudno

:)

zapraszam:)