Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Pogubili mi się gdzieś pacjenci. Na wizytę przyszło sześć osób, z całą pewnością mam ich więcej. Szukam po salach – nie ma. Z wyjątkiem okruszyny z życia, Pani Ani, związanej pasami bezpieczeństwa. – Pani Ania w końcu tu umrze, leki nie działają, elektrowstrząsy dają kilkudniową poprawę. – Znów trzeba jej było założyć, przez nos, rurkę do żołądka, nie chciała jeść ani pić, ani zażywać leków. Teraz musi leżeć w pasach, żeby nie wyrwała sobie tej rurki i nie zniszczyła innej – z kroplówką. Jest kilka razy dziennie wyprowadzana w towarzystwie dwóch silnych panów. Leżąc tak, łatwo o odleżynę, o zapomnienie w jaki sposób się chodzi…

Czuję się jak Charon, który przeprawia ludzi na drugi brzeg Styksu. Pani Ania czeka. Nie ma pod językiem obola, właściwie nie powinna mnie interesować.

Wysycha mi w ustach. Popijam wodę z kranu, aby ktokolwiek potrafił zrozumieć, co mówię.

Ilość odsłon: 2338

Komentarze

Konto usunięte

2-32-32-32-32-3

styczeń 18, 2018 14:05

Cóż inaczej widzimy obraz ludzi chorych, kiedy przychodzimy w odwiedziny, inaczej z pozycji personelu. Często oskarżamy lekarzy i pielęgniarki za brak empatii. Jednak wśród nich jest większość z dobrym nastawieniem do ludzi chorych. Twój krótki tekst ukazuje ten problem i całkiem w rzeczywistym obrazie. Ukazany jeszcze jeden dzień pani Ani i dyżur lekarza.
Ukłony