Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Więc myślisz, że na tej dróżce

od karimaty do sosenki

i z powrotem, nie potrzebujesz

boga.


Sosenko, sosenko

napiszę ten wiersz o tobie

lecz póki co

zstępuję -


ja, Paweł Dunal,

syn Wiesławy i Wojciecha,

uważam, że Bóg jest

możliwy


i jego serce większe

niż wszystkie serca świata,

niż wszyscy frajerzy, których

od dziecka każą nam podziwiać,

bo mają,


z Putinem na czele,

(niech ci będzie skurwysynu -

masz swoje imię w wierszu moim)

bowiem mienie najważniejsze jest

i mieni się przez wszystkie odcienie -


dlaczego więc nie wywalicie

jego mordy na bilboardy,

czyżbyście dumni nie byli?


Przecież on waszym dzieckiem jest.


Sosenko, sosenko,

napiszę ten wiersz o tobie,

lecz póki co

wstępuję


na chwilę, w której Tomas

powiedział – jesteś artystą Pablito,

namaluj coś na tych wychodkach.


Dlaczego by nie,

przecież aż się o to proszą.

Po chwili maluję -

ufo damskie, ufo męskie,

przemieniam wychodki w teleportery,

w których czas inaczej płynie.


Oto jest wymiar utracony.


Szamani w bęben walą, w harmonijki dmą

i grzechocą, ich bóg mnie nie potępia

gdy wymiotuję w świątyni.


Kłębią się czystości

i nieczystości moje,

kłębią się małości

i wielkości moje,

i sam już nie wiem,

których więcej.


I wszystkie moje tchórzostwa,

i dużo, dużo gruzu,

kiedy idę do ciebie


sosenko,


mijając glinianego żółwia – tortugę,

widać, że swoje przeszedł

(ciekawe skąd dokąd).


Już, już, niedaleko,

ni to węże, ni to skorpiony,

ni smoki zębate

pełzają w igliwiu,

kryją się w zaroślach -

już coraz lepiej je rozpoznaję,


lecz wciąż tak się boję,

wciąż tak się boję

wypić drugi kubeczek,

i to jest najlepszy powód

żeby zaufać – słyszę, kiedy

oczami wchodzę w płomienie,

i jeszcze dalej mi do ciebie,


sosenko.


Ale napiszę, napiszę

ten wiersz o tobie,

że ty mantra moja jesteś,

i maszt na pełzającym morzu płomieni,


że płaczę, kiedy ciebie obejmuję,

bo myślałem już, że utraciłem

podłogę pod stopami,

a jednak jest,

pełna psich kłaków,

jak dobrze,

i niebo gwiaździste nade mną

pełne ruchomych obiektów,

meteorów


kiedy bije serce moje

i twoje sosnowe,

kiedy aż miękka się stajesz

i potężniejemy razem

wibrując, falując.


Szamani w bęben walą,

w harmonijki dmą i grzechocą,

już kark zaczyna mnie boleć,

od patrzenia w niebo,


sosenko.


Ilość odsłon: 170

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.