Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Mój czas nadchodzi, powtarzam co wieczór,

czas, w którym dorosnę

miastom do rąk. Przemarznę

pierwszym zdziwieniem

w uliczny gobelin ze świateł i zgrzytów.


Zabiorę na pamiątkę

z listopadowego sadu

opuszczone gniazda, imiona

przemoknięte do ostatniej litery,

do najmizerniejszej gałązki.


Jeszcze jeden dzień, może dwa

i obcy głos wkręci mnie jak śrubkę

w nocną maszynerię; ale dziś

znowu nie sięgam głową rodzinnego stołu

i rozumiem, co chce mi wymerdać resztką czarnego ogona

stary ślepy pies.

Ilość odsłon: 61

Komentarze

kwiecień 11, 2024 21:44

Przypadło mi do gustu zestawienie dwóch czerni, dwóch kosmosów obecnych w wierszu: „nocnej maszynerii” (pierwsza czerń) i „starego ślepego psa” – w domyśle czarnego w całości (druga czerń), chociaż już tylko z „resztką czarnego ogona”.
„Nocna maszyneria” - nocne niebo, jak chłód, śmierć, jak nieubłagany los.
„Stary pies”, wciąż przyjazny, wciąż merdający wyliniałym kikutem, jak ciepło, jak życie.
A w tym wszystkim człowiek-drewno, który przez chwilę poczuł się (znowu) gałązką z drzewa życia.

kwiecień 11, 2024 15:32

Text prowadzony konsekwentnie i lotnie. Dwie uwagi: "dorosnę miastom do rąk" - ciężka do przełknięcia fraza, druga sprawa to ten końcowy pies, który wyskakuje jak królik z kapelusza. Pozdrawiam