Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Iwanow był. 
    W zasadzie tylko był, bo czy żył? Z drugiej jednak strony trochę żył. Miał jakieś tam mieszkanie, miał jakieś tam pieniądze i żonę miał. Co prawda, żona za granicą poby­wała i pie­nią­dze tylko od Iwa­nowa odbie­rała, ale jed­nak była. Na papie­rze. Więc Iwa­now, tak po praw­dzie, nie bar­dzo wie­dział co z tą żoną. No niby pisała, dzwo­niła i strasz­nie tęsk­niła. Iwa­now też tęsk­nił, szcze­gól­nie gdy naszły go wspo­mnie­nia, jak to się z żoną swoją pozna­wał. A nie było to łatwe doświad­cze­nie. Wręcz prze­ciw­nie, droga do związku była usłana roz­ża­rzo­nymi węglami po któ­rych Iwa­now musiał kro­czyć boso. Po pierw­sze teścio­wie jakoś nie polu­bili Iwa­nowa. Zaw­sze mówili, że jest nie­obecny, zamy­ślony i w ogóle córuś nasza co Ty będziesz z takim urzę­da­sem za życie maiła. Ani to bogaty, ani to biedny, jakiś taki … Ale Iwa­now nie słu­chał wie­dział, że to jego miłość życia i że z nią wła­śnie chce spę­dzić resztę swo­ich dni. Więc zapro­sił wybrankę na roman­tyczną kola­cję. W kie­szeni oczy­wi­ście zarę­czy­nowy pier­ścio­nek. Nie stać go było na bry­lanty, więc kupił naj­pięk­niej­szy jaki tylko zna­lazł, ze szcze­rego złota a przy oka­zji prze­cud­nie gra­we­ro­wany w jakieś del­finki czy inne ssaki wodne. W każ­dym razie śliczny był. Tak więc sie­dzi Iwa­now przy sto­liku w dobrej, dro­giej restau­ra­cji w cen­trum mia­sta i czeka na swoją drugą połówkę jabłka. Czeka i myśli. A myśli miał w gło­wie miliony. Od tych naj­po­myśl­niej­szych do tych mrocz­nych gdzie uko­chana zja­wia się na kola­cję z rodzi­cami. To byłby kosz­mar. Tak do końca Iwa­now nie był jesz­cze pewien, czy aby się oświad­czyć, czy może lepiej uciec i dać sobie spo­kój z tym całym żenie­niem się, jed­nak miłość zwy­cię­żyła. I oto do sali wcho­dzi jego wybranka. Może i nie była za uro­dziwa. Może tu i ówdzie wle­wał się tłusz­czyk, ale Iwa­now wie­dział, że kocha­nego ciała ni­gdy za dużo i to kochane ciało kocha także jego. Przy­naj­mniej tak mu się zda­wało. Więc grzecz­nie dosu­nął krze­sło, aby przy­szła narze­czona wygod­nie usia­dła, zamó­wił szam­pana, potem jakąś przy­sta­weczkę i zupkę, a jakże pomi­do­rową, oraz danie główne. I roz­ma­wiał Iwa­now z wybranką o róż­nych rze­czach. Raczej gadał, paplał jak najęty aż w pew­nym momen­cie kel­ner przy­niósł rachu­nek. Trwoga wstą­piła w Iwa­nowa. Koniec bie­siady a on jesz­cze pier­ścionka nie nało­żył wybrance na palec. Na szczę­ście wybranka chyba zro­zu­miała w czym rzecz i zamó­wiła … butelkę wódki oraz prze­ką­skę. I dalej tak sie­dział Iwa­now, gadał jak najęty a z każ­dym kie­lisz­kiem wybranka serca sta­wała się i pięk­niej­sza i zabaw­niej­sza i coraz bar­dziej się w niej zako­chi­wał. Wresz­cie gdy widać już było dno butelki, wstał, wyjął pier­ścio­nek i łamią­cym się gło­sem na całą salę powie­dział: 
– Chcesz moja dro­ga… czy nie chcesz? – i wycią­gnął przed sie­bie owo cudo z ssa­kami mor­skimi. 
Ule­gła. Zgo­dziła się a dwa tygo­dnie póź­niej już byli mał­żeń­stwem. I Iwa­now nie wie­dział czy to szczę­ście, czy w nie­bie jest, czy w pie­kle. Nie wie­dział czy aby to nie sen. W ogóle nic nie wie­dział. Nawet co do sie­bie miał wąt­pli­wo­ści, czy aby jest. Bo że był, to nie ule­gało wąt­pli­wo­ści. Pozo­sta­wione, nie­do­myte kubki, jakieś skar­pety dziu­rawe poroz­rzu­cane po całym miesz­ka­niu, jakieś błoto na wycie­raczce, wszystko to świad­czyło, że jed­nak Iwa­now był. A przy­naj­mniej przez kilka chwil ist­niał w tym wła­śnie miej­scu. Cza­sami gdy budził się zlany potem, oglą­dał się za sie­bie i … widział swoje odbi­cie w lustrze powie­szo­nym po dru­giej stro­nie pokoju. A tam zupeł­nie inny świat. Bar­dziej żywy, kolo­rowy praw­dziw­szy niż ten tutaj, niż sam Iwa­now. Więc leżąc tak i patrząc w to lustro, Iwa­now myślał, że być może jest tylko jakimś odbi­ciem tego dru­giego Iwa­nowa i że, tam­temu jest o wiele lepiej i że, tam­ten Iwa­now jest. Smu­tek jakiś ogar­niał wtedy Iwa­nowa. A gdzie smu­tek tam i nostal­gia. A gdzie nostal­gia tam i tęsk­nota. Wielka nie­wy­obra­żalna, głę­boko zako­rze­niona w duszy tęsk­nota za domem. Za rodziną, zna­jo­mymi i za papie­rową żoną. Za nią chyba naj­bar­dziej. Bo Iwa­now mimo, że był, to jed­nak miał serce. I to cał­kiem mięk­kie. Za mięk­kie. Tu komuś cos pomógł. tam komuś cos napra­wił, gdzieś kogoś podwiózł. Zaw­sze bez­in­te­re­sow­nie, zawsze za uśmiech. A jak mówił mędrzec jeden – gdy masz mięk­kie serce to musisz mieć twardą dupę. A Iwa­now dupę tez miał miękką. A wszystko to przez dziwny zbieg oko­licz­no­ści. Otóż Iwa­now miesz­ka­jąc jesz­cze wtedy w swoim wiel­kim kraju, co to mie­dzy Europą a Azją się roz­po­ście­rał a w daw­nej prze­szło­ści nawet i o Ame­rykę zaha­czał, pra­co­wał jako naj­zwy­klej­szy urzęd­nik. Sie­dział sobie za biur­kiem prze­kła­dał tony doku­men­tów i cał­kiem nie­źle mu się żyło. Nawet miesz­ka­nie dostał z przy­działu. Nie było to coś wiel­kiego, dwa pokoje jakaś kuchenka, na pięt­na­stym pię­trze w bloku z wiel­kiej płyty z wido­kiem na mia­sto i wiecz­nie psu­jącą się windą, co jed­nak Iwa­nowowi nie prze­szka­dzało bo dla zdro­wot­no­ści od czasu do czasu dobrze było się po scho­dach prze­spa­ce­ro­wać. Pen­sję też miał nie­zgor­szą, star­czało na życie we dwoje i jesz­cze co nieco można było do poń­czo­chy odło­żyć. Ale pew­nego listo­pa­do­wego poranka wszystko się zmie­niło. Awans. Tak, Iwa­now dostał awans. Miał być od grud­nia kimś, kim ni­gdy nie był. Przed­sta­wi­cie­lem han­dlo­wym mini­ster­stwa na kraje Europy środ­ko­wej z sie­dzibą w jed­nym z sate­lic­kich kra­jów. W tym z naj­bar­dziej uko­cha­nym z kra­jów, któ­rego jego kraj umi­ło­wał ponad życie. Nie­stety bez wza­jem­no­ści. Tak więc wyca­ło­wał Iwa­now swoją żonę, spa­ko­wał walizki i ruszył w podróż swo­jego życia … Nie, nie aż tak słodko, tylko na dwu­ty­go­dniową wyprawę aby zapo­znać się z warun­kami i przy­go­to­wać grunt pod założenie przedstawicielstwa. Wsiadł wiec Iwanow do samolotu i poleciał, zupełnie nie spo­dzie­wa­jąc się tego co się zda­rzy.
Ilość odsłon: 1000

Komentarze

lipiec 05, 2017 15:30

W sumie to jeden akapit hihi Dziękuje - możliwe że coś z tego się urodzi

lipiec 05, 2017 15:02

Wsiąkłam w tekst i czekam na dalszy rozwój dziejów :)
Świetna narracja, choć brakuje mi może tylko "zakapitowania" :)