Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Tamtego dnia podczas praktyk, czułam, że wydarzy się coś niedobrego. Gdy jedna z koleżanek wykonywała iniekcję, łzy zaczęły mi obficie spływać po policzkach, przeszły w głośny spazm i przez ciało przebiegł dreszcz. Nie mogłam patrzeć na leżące obok, bezwładne ciało, a jednocześnie pragnęłam nim być. Spazm zaczął wypełniać policzki, szybko zmienił układ i niczym pokarm, utkwił gdzieś głęboko w przełyku, wyzwalając ból. Nagle parzydełka meduzy, niczym silne ramiona, zaczęły wbijać się w klatkę piersiową, tułów i nogi. Byłam jedną wielką, trzęsącą się galaretą, która w każdej chwili mogła pęknąć i zostawić cuchnące, krwiste skrawki na nieprzytomnych ciałach, łóżkach i sterylnie białych ścianach. Nie potrafiłam już stać w miejscu, a widząc przerażone oczy koleżanek i pielęgniarki, która prowadziła z nami zajęcia, wybiegłam szybko z sali i pojechałam tramwajem do akademika.
Totalnie wyczerpana, położyłam się na łóżku. Próbowałam zasnąć, ale po kilku minutach w pokoju rozległ się dźwięk telefonu.
– Halo? – Podniosłam słuchawkę, myśląc, że to ktoś do jednej z koleżanek, z którymi mieszkałam.
– Agusia, stało się coś poważnego – usłyszałam płaczliwy głos siostry. – Mama miała wypadek, stan jest bardzo poważny. Leży na intensywnej terapii, przyjeżdżaj!
– Co?! Znowu? Może będzie dobrze, czyli jak zwykle – powiedziałam z drwiną.
– „Przecież nie z takich opresji wychodziła cało” – pomyślałam.
– Tym razem to bardzo poważna sprawa, nie na telefon, przyjedź.
Potem niczego już nie pamiętałam. Pustka. Nic. Próżnia.
Po trzech godzinach byłam u siostry.
Trzy godziny wyrwane z kalendarza; tylko szybko przewijające się za szybą pociągu jak na taśmociągu niewidziane — pola, lasy, wioski, miasteczka. Byłam w szoku, jakby odrętwiała w środku i na zewnątrz.

Z paczką pampersów, ruszyłyśmy pieszo w kierunku szpitala. Kiedy minęłyśmy po drodze kilka bloków, Basia chwyciła mnie za rękę.
– Poczekaj, kupię papierosy. – powiedziała i podeszła do najbliższego kiosku. Wróciła z paczką miętowych” Mew”. Usiadłyśmy na drewnianej ławce.
– Daj zapalić – powiedziałam.

- Przecież nie palisz, nawet nie potrafisz się zaciągać.
– Daj, proszę. Już od dawna nie paliłaś – uśmiechnęłam się lekko.
– Ach ... cholera! Wykończę się. Zawsze, kurwa, coś się dzieje w tym domu! Czy nigdy nie może być dobrze?! Masz jakieś pieniądze na drogę? Zaciągała się szybko i głęboko.
– No … nie bardzo, nie wiem, jak to będzie, denerwuję się. – Wypuszczałam ustami małe chmurki dymu.
– Mogę ci dać pięć dych, tylko nie mów Jarkowi.
– Jak to się stało? – spytałam po chwili.
– Jechała na rowerze, stłuczenie mózgu, bardzo rozległy krwiak i coś tam jeszcze. Na rowerze – Basia zaczęła szlochać. – Boże! Jak ona wygląda! – Wtuliła się w moje chude ramiona jak malutka dziewczynka. Starsza o dziesięć lat siostra.
– To nie potrwa długo, tydzień, może dwa – powiedziałam, odsuwając ją lekko od siebie.
– Co ty mówisz?!
– Coś o tym czytałam, ale ... Nie, to nie potrwa długo, a nawet jeśli, to chyba lepiej, żeby ją zabrał.

Na intensywnej nie wzruszyłam się za bardzo. Widok nieprzytomnej matki nie podziałał tak intensywnie, jak na Basię - może dlatego, że byłam bardziej niż ona oswojona z takimi przypadkami, ale gdy lekarz spytał, czy mama nadużywała alkoholu, spąsowiałam.

Często widzę mamę z okresu, kiedy leżała w szpitalu po wypadku. Pamiętam dokładnie głowę w bandażu i ciemnofioletowe „okulary” wokół oczu. Minęło już kilka lat od wypadku, a jej twarz wciąż mam przed oczami. Nie pamiętam twarzy innych nieboszczyków, ale obraz martwej matki ciągle jest przy mnie. Nawet jeśli próbuję go zniszczyć, powraca w snach.
Po powrocie, już w mieszkaniu siostry, powiedziałam do szwagra:
– Jarku, pociesz żonę.
– A co?! To nie moja matka! – krzyknął.
– Podwieziesz mnie do pociągu? – spytałam wtedy nieśmiało.
– O! Jeszcze czego! Masz nogi, to idź. Jedź prędko! Matka w szpitalu, a ona już wyjeżdża! – zaczął wymachiwać rękoma.
Zamówiłam taksówkę. Bałam się, że spóźnię się na pociąg. Wiedziałam, że dalsza dyskusja z Jarkiem nie ma sensu.
– „Zresztą, co by dało, gdybym została?” – pytałam siebie.
Monotonny stukot rozpędzonych kół długo jeszcze był przerywany donośnym głosem siostry i szwagra:
– Dlaczego odjeżdżasz?! W ogóle nic cię nie obchodzi! Izolujesz się od rodziny! Ciągle z dala. Matka umiera, a ona jedzie, bo studia, bo nauka ważniejsza! Egoistka! Dama. Telegram ci przyślemy.

W akademiku zaczęło dziać się coś dziwnego. Przyspieszony tok myślenia, żarty, odwaga, na które rzadko się zdobywałam (szczególnie w przypadku dwóch ostatnich), sięgnęły wyżyn i zalały lawiną otoczenie. Zaczęłam palić papierosy. Jeszcze się nie zaciągałam, ale codziennie wypalałam co najmniej trzy, potem już coraz więcej, aż po kilku dniach nauki u bardziej doświadczonych po raz pierwszy poczułam prawdziwie zapach smoły wydobywający się z własnych płuc.
Jednocześnie zaczęłam się izolować od otoczenia, powoli uciekałam w swój wewnętrzny świat. Obrazy szybko się przewijały, jak wtedy w pociągu, gdy jechałam do szpitala. Świat realny coraz bardziej się oddalał.

 

Ilość odsłon: 980

Komentarze

kwiecień 14, 2018 12:48

Tomku, fajnie, że przejrzyściej, nie nie zmartwychwstanie to tekst na faktach więc nie ma możliwości że to będzie horror z zombie, aczkolwiek gdzieś już pisałam, że życie to horror i przez ten horror musimy przejść

kwiecień 14, 2018 12:03

Chyba trochę przejrzyściej (za Leszkiem). Ale dobrze, że nie publikujesz w całości, bo - objawiam się - żebym nie przeczytał. Ciekawa postać Jarka, którą wprowadzasz.
Mam tylko nadzieję, że matka nie "zmartwychwstanie" po stłuczeniu mózgu i rozległych krwiakach śródmózgowych.
Pozdrawiam.

kwiecień 14, 2018 11:11

Jagoda, bardzo dziękuję oj, będzie się działo z bohaterką

kwiecień 14, 2018 10:13

świetnie oddałaś ten stan w pociągu...takie zawieszenie , przewijające się obrazy, także relację ze szwagrem..dama...pisz

kwiecień 14, 2018 10:10

Jagoda, bardzo dziękuję, jednak to mnie motywuje do dalszych publikacji, nie przepadam za podcinaniem skrzydeł

kwiecień 14, 2018 10:06

Czy jest jasno, jak dla mnie rewelka!!
Pisz, pisz dalej...do wypisania. Pozdrawiam

kwiecień 14, 2018 10:06

Czy jest jasno, jak dla mnie rewelka!!
Pisz, pisz dalej...do wypisania. Pozdrawiam

kwiecień 14, 2018 09:48

Nie wiem czy będzie całkiem jasno

kwiecień 13, 2018 21:37

Tu jest czytelniej, retrospekcyjne obrazy docierają, w kolejnym odcinku chyba będzie całkiem jasno.
Pozdrawiam