Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

- Kiedy ustała więź fizyczna? – Beznamiętnie pyta sędzia.
- Jakieś osiem miesięcy temu. – Odpowiada mój mąż, już prawie były.
- Kiedy zanikła więź emocjonalna? – Pada kolejne rzeczowe pytanie.
Cisza.
- Kiedy pan przestał kochać żonę? – Sędzia pomaga w zrozumieniu.
Wciąż nic, żadnej odpowiedzi. Rozemocjonowany mąż spogląda na mnie, chwila coraz bardziej ciąży.
- Nie przestałem kochać żony. – Z jego ust pada odpowiedź skierowana bardziej do mnie niż sędziego. Koniec. Po rozwodzie. Uciekamy z sądu wciąż jako małżeństwo, które na chwilę pogubiło się w życiu, w uczuciach.

Tak by się to wszystko potoczyło, gdyby był to odcinek jakiegoś serialiku z banalnym i przewidywalnym scenariuszem.
Jednak to życie. Niestety moje życie. Tu nie ma heppy end-ów.

- Kiedy przestał pan kochać żonę? – Do mojej fantazji brutalnie wdziera się sędzia na powrót sprowadzając do mizernej rzeczywistości.
- Tak naprawdę to nigdy jej nie kochałem.
Auć! Nadzieja prysła, zostawiając na policzku palący ślad ocucenia. Mimo wszystko boli. Nawet jeśli nie szalałam z miłości do niego, to jednak żyło nam się przyzwoicie. Zebrało się też kilka ckliwych i przyjemnych wspomnień. Tymczasem on mówi takie rzeczy i to tak beznamiętnym tonem, nawet przez chwilę nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Czarna prawda, rzucona, nawet nie w twarz tylko gdzieś pod nogi, pod żebro, czy we włosy, szczypie pod powiekami. Nagle dopada mnie ogromny żal, że wykorzystałam na niego spory kawał życia. 
Trudną sztuką jest zachować kamienną twarz i odpłacić się tym samym, z identycznym wyrachowaniem i obojętnością. 
Dobrze, że nie mamy dzieci. Szybki rozwód, cześć i czołem, nie chcę cię znać, i tyle. Nie będziemy musieli się już widywać i udawać poprawnych relacji. 
Podział majątku ustalony. Na szczęście mężuś spłaca mnie od ręki i nie musimy czekać na sprzedaż naszego gniazdka. Z niezłą sumką na start zaczynam nowe życie. Życie, nie egzystencję pełną pretensji, fochów i braku satysfakcji. 
Na początek coś, co poprawia samopoczucie każdej zgnębionej kobiecie – zakupy! Takie trochę z większym rozmachem – nowoczesna kawalerka, kilka mebli i innych dekoracyjnych pierdół. Po takich zakupach eksplodują fajerwerki endorfin.  

*   *   *   *

Nowe, samotne gniazdko uwite. Różnymi pachnidłami staram się od kilku dni wywabić przygnębiający zapach pustki – ściślej rzecz ujmując, zapach przyciągnięty z meblowego. Nie mogę się na dobre zadomowić. Błąkam się bez celu po kątach, co rusz zmieniając rozkład mebli. Może powinnam zgłębić tajniki feng shui? 
Odwlekam także chwilę ostatniego rozrachunku z tym… z byłym mężem. Muszę zabrać resztki siebie i oddać klucze. Może wtedy pójdę naprzód, ale póki co, kolejny wieczór, zbieram się w sobie opróżniając porozwodowe zapasy kobiecego trunku. Zapijam całą gorycz z poczucia niekochanej słodkim czerwonym płynem i różowym, wytrawnym zabijam resztki słodyczy z tych kilku chwil naznaczonych najpodlejszym kłamstwem – udawaną miłością. Wciąż rozkłada mnie na łopatki ta jego podłość na sali sądowej. Czy nie mógł skłamać i powiedzieć, że z braku seksu jakoś tak naturalnie obumarła więź emocjonalna? 
Byłam raczej dobrą żoną, bez feministycznych zapędów - nie wyszarpywałam równouprawnienia kreśląc ścisłe tabelki podziału obowiązków. Tyle lat mi przybyło u jego boku, a on bezlitośnie odebrał im sens. Takim małym kłamstewkiem mógł mi zrekompensować swoją bezduszność.     

*   *   *   *

Poczułam zew odwagi i poszłam po te swoje rzeczy. Myślałam, że nikogo nie zastanę i niepostrzeżenie pozbieram z mieszkania okruchy siebie. Jakże się pomyliłam!

Zachrobotałam kluczem w zamku i ostrożnie przestąpiłam próg. Starałam się zbytnio nie rozglądać, aby nie oberwać wspomnieniami jak obuchem w łeb. Rozbrzmiewająca muzyka przepowiedziała, że ktoś tu jest. Szybkim krokiem udałam się na obchód w celu odnalezienia pudeł opatrzonych moim pismem. Chciałam wypaść stamtąd zanim ta świnia wyjdzie z łazienki, bo spodziewałam się, że to jego skrywa szum wody dobiegający spod prysznica. 
Kiedy już sunęłam z ostatnim pudłem ku wyjściu, toaletowe odgłosy ucichły. Drzwi otwarto, a w nich…

No tak, jak wali się świat to zaczyna od sufitu i leci on na głowę z takim impetem, ażebyś padając roztrzaskała w drobny mak grunt pod stopami, a potem to już tylko czeluści depresyjne, w których grzęźniesz jak w ruchomych piaskach.

W samiusieńkim ręczniku! Moim ręczniku! Stoi Dagmara. A to suka! To by tłumaczyło dlaczego po rozwodzie przepadła jak kamfora z moich kręgów. Tyle lat mianowała się moją najlepszą przyjaciółką, a tymczasem, tam gdzie mój wzrok nie sięgał, rozrzucała sieci - podstępna żmija. Niepostrzeżenie łowiła, łowiła, aż złowiła swoją grubą rybkę – mojego Eryka! 
O nie!  Nie będzie mi się śmiać w twarz franca w moim ręczniku! Nim się zorientowała doskoczyłam do niej i zerwałam swoją własność. Akurat drzwi wejściowe stały otworem, bo tachałam te pudła na klatkę, i tak się złożyło, że z naprzeciwka wychodził sąsiad. Biedna Dagmara nie wiedziała czy zasłonić te swoje silikonowe cyce, czy ten prymitywny narząd, którym upolowała mojego męża. 

A ja stałam tam i zachodziłam się ze śmiechu. Brzuch mi pękał, z oczu kipiały łzy. Poczułam jak ten śmiech mnie oczyszcza. Oczyszcza z resztek nadziei i tęsknoty za Erykiem. Z tej obłudnej miłości, która zmarnowała najpiękniejsze lata mojego życia. 
Atak histerycznego śmiechu ustąpił tak nagle jak się pojawił. Z całej siły strzeliłam tę małpę w pysk i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie czułam już nic do tej dwójki. Nic prócz pogardy.

Sąsiad, który nie mógł odmówić sobie tak zabawnego widowiska, z sympatią wypisaną na twarzy pomógł mi zatachać pudła do samochodu. Na pożegnanie pogratulował mi tego jak załatwiłam tę lafiryndę i życzył szczęścia na nowej drodze życia.

Nim zasiadłam za kierownicą auta, cisnęłam wilgotny ręcznik do kubła na śmieci.

Dziś zaczęło się moje nowe, lepsze życie. Tym razem go nie zmarnuję! 


Ilość odsłon: 2797

Komentarze

Konto usunięte

2-32-32-3

kwiecień 28, 2017 19:22

Dołączam się do gratulacji:)))
Bardzo fajne opowiadanie, napisane z humorem, mimo, że bohaterce do śmiechu na początku jej nowej drogi nie było.
zachodziłam się ze smiechu*? przyznam, że znam tylko zanosić się ze śmiechu*
Pozdrawiam:)))

Konto usunięte

2-32-32-32-3

kwiecień 28, 2017 13:24

Podoba mi się.. zarówno pomysł jak i wykonanie. Czyta się z humorem ale i chwilą refleksji

Ja także jak sąsiad pogratuluję
I czekam na kolejne opowiadanie

Pozdrawiam