ag01
Chiromancja
Pamiętasz wróżby cyganki? Chciałeś
udowodnić, że jesteśmy zapisani sobie w liniach. Może gdybyśmy uwierzyli…
* *
* *
Wakacje wykupiliśmy jakoś w grudniu.
Nasz depozyt wakacyjny akurat pokrywał koszty promocyjnej oferty biura podróży,
która dumnie widniała na tablicy między zdjęciami znajomych, a sentencjami dla
porzuconych. Nigdy nie byłam porzucona, ale bardzo podobały mi się cytaty
prezentowane przez rzeczony profil. W tamtym okresie w nasz związek wdzierała
się umyślnie ignorowana nuda, która nieuchronnie doprowadziłaby do rozłamu.
Poza tym jestem kobietą z krwi i kości, posiadającą te przeklęte hormony, które
za nic mają dobre rady rozsądku i wywołują burze o byle gówno. Wszystkie
egzystencjalne ślady mojej drugiej połówki – tej gorszej, jak mi się wtedy
zdawało – napotykane na każdym kroku (widocznie jeszcze się gubił i nie
potrafił spamiętać drogi do kosza na pranie czy zmywarki) zalewały moje
wnętrzności falą nieokrzesanej irytacji. Byłam pełna piany i właśnie w takim
czasie, kiedy miałam dość już samej siebie, a partner unikał mnie jak tylko
mógł, ta oferta stała się dla nas zbawienna. Porzuciliśmy burczenie na rzecz dialogu,
zgodnie postanawiając, że zaszalejemy.
Teneryfa!
Później zastanawiałam się, w którym
momencie zakiełkowała w nim ta wzniosła idea. Zaraz po uregulowaniu płatności
czy bliżej terminu podróży?
Może gdybyśmy nie lekceważyli tak nagminnie szeregu ostrzeżeń…
* *
* *
Ostatecznie zrezygnować z wakacji
mieliśmy tuż przed urlopem, który zawisł na włosku. Szef Eryka od kilku dni
groził, że nigdzie go nie puści. Firma w kłopotach, żeby przetrwała potrzebują
jak najwięcej rąk do pracy na miejscu. W przeddzień wyjazdu byłam taka podekscytowana,
szczególnie perspektywą odpoczynku po całym tygodniu niepowodzeń i stresu w
pracy, więc kiedy Eryk wpadł wieczorem z tą rewelacją myślałam, że rozerwę go
na strzępy. Cholerne hormony. Znów wzięły górę. Zgotowałam mu piekło
wszczynając taką awanturę, jakiej jeszcze nie doświadczył. Tamtego wieczoru
dużo krzyczałam, stawiałam warunki, jakby to Eryk wszystko zepsuł, a on
najzwyczajniej w świecie wziął telefon i postawił wszystko na jedną kartę.
„Od jutra mam wypisany urlop i nie zamierzam zmieniać swoich planów”.
Rozłączył się.
Chciał mi tylko opowiedzieć o bezczelności swojego szefa, a dalej nie
dałam mu już dojść do słowa. Nie zamierzał rezygnować z wyjazdu. W końcu miał
powód…
Może gdybym wtedy podeszła do sprawy
spokojnie… Mogłam powiedzieć, że trudno, nic się nie stało, weekend na Mazurach
też może być fajny… Nie! Musiałam dać prawo głosu tej rozpuszczonej nastolatce,
która od dziecka marzyła o wakacjach z
prawdziwego zdarzenia…
* *
* *
Gdyby… Nic mnie tak nie zabija jak to cholerne gdybanie!
* *
* *
Miała być Teneryfa. Urlop obfity w
upojne noce. Oceaniczne kąpiele i błogie lenistwo na słonecznej plaży.
Oszałamiające widoki i my na ich tle – zakochani, szczęśliwi, wzbudzający
zazdrość znajomych przeglądających posty w przerwie od pracy.
Miały być romantyczne spacery jakąś bajeczną promenadą, owianą aurą
sprzyjającą upajającym się miłością. Czerwone słońce tonące w oceanie i my na
hotelowym tarasie z kieliszkami w dłoniach, spleceni ramionami, podekscytowani
zbliżającą się nocą. Miał być prawdziwy szampan.
Mieliśmy rozkoszować się życiem.
Turbulencje miały być niegroźne…
Miałeś mi się oświadczyć…
* *
* *
Cudem ocalała zaledwie
garstka osób. Jeszcze większym cudem ocalałam ja. Cała połamana, nieprzytomna,
z licznymi obrzękami narządów wewnętrznych trafiłam do szpitala na wyspie. Trzy
tygodnie pozostawałam w śpiączce.
Po długiej i żmudnej rekonwalescencji, a także po wyrażeniu zgody wielu
lekarzy – w tym czuwającego nade mną psychologa – wróciłam do domu. Sama…
* *
* *
O tym, że Eryk chciał mi
się oświadczyć podczas tej wspaniałej podróży, dowiedziałam się od wspólnych
przyjaciół, oczywiście nie bezpośrednio. Zaraz po powrocie otoczyli mnie
kokonem, obchodząc się jak z jajkiem. Zatykali mi uszy i oczy na wszystkie informacje
związane z katastrofą, którą przeżyłam ja. Utworzyli tematy tabu i rozmawiali
ze mną wyłącznie o błahych sprawach. Muszę przyznać, że wykazali się ogromnym
taktem powstrzymując się od składania kondolencji i wyrazów współczucia. Chyba
nie zniosłabym tego „pokrzepiającego” klepania po ramieniu, okraszonego
niezręcznym milczeniem. Milczeniem, które mówi wszystko jednocześnie nie chcąc
niczego wyrażać.
Podsłuchałam rozmowę zaprzyjaźnionej
pary – pary zakochanej tak jak my kiedyś. Ubolewali nad moją tragedią, snując
domysły jak potwornie muszę się czuć, kiedy nagle spytała: „Jak myślisz, czy
ona wiedziała, że miał się jej oświadczyć na tej Teneryfie?”.
Po tym zdaniu jakbym się rozszczepiła. Nie da się opisać tego, co się ze
mną działo ani co czułam. Troska przyjaciół i rodziny przestała pomagać. Byłam
tylko ja, pokój pozbawiony dziennego światła i ból wgryzający się w każdą
najdrobniejszą komórkę ciała. Zaczęłam tonąć w swojej stracie, umyślnie jątrząc
rany, bo zdałam sobie sprawę, że przecież on nie żyje przeze mnie!
Nie wiem jak i kto zaciągnął mnie do
specjalisty. Pomogły mi bolesne i ciężkie terapie, na które uczęszczam do dziś.
Pomogły uporać się z żałobą, ale nie wyleczyły z poczucia winy.
* *
* *
Wciąż wszystko
analizuję. Gdybam…
Pewnego dnia, podczas spaceru
natknęłam się na cygankę, tę samą która…
Spojrzałyśmy na siebie. Wiedziała… Ona wszystko wiedziała. Wtedy i teraz.
Wyczytała to z jego dłoni. Śmierć. Może gdybyśmy wtedy uwierzyli…
Może gdybyśmy odpuścili tę podróż…
* *
* *
Czuję jak to nieoczekiwane spotkanie wpędza
mnie w obsesję. Coraz częściej łapię się na przeglądaniu internetu w
poszukiwaniu wróżek. Czuję jak coś się we mnie zaciska. To paniczny lęk, który
mogłaby uspokoić jedynie wróżba.
Szukałam tamtej cyganki. Ciągnie mnie do niej coś mrocznego i to coś
jednocześnie cieszy się, że nie mogę jej odszukać.
* *
* *
U wejścia do wróżki dopada mnie paraliż. Boję się tego, co mnie czeka, z
drugiej strony muszę to wiedzieć…
Komentarze
Konto usunięte
lipiec 13, 2017 13:15
Wiesz wrócę do tego tekstu bo warto ... mnie na dłużej zatrzymał
Konto usunięte
lipiec 13, 2017 13:11
Raz jeden jedyny dałam sobie postawić karty wyszło że będę miała męża 7lat starszego :-) dwoje dzieci (chlopca, dziewczynkę) potem kolejnego męża :-) i kochanka no i w takiej sielance dożyję 53lat ... Tak sobie myślę że muszę się spieszyć bo za16lat nie bedzie co zbierać :-)
Ronin
lipiec 13, 2017 12:54
Nie zainteresował mnie ten tekst. Myślę, że nawet nie wrócę do niego. Wybacz, ale tym razem nie masz mocy mnie zatrzymać u siebie.