Leszek.J
Bal nad światem
Gdy kruszy się mur lat chwytam miłości mgłę
zgaszonej świecy knot tląc się spopiela dni
ręka zwodnicza drga w takt pulsu dzwonu nut
zatarte daty gdy marsz Mendelsona grał
Jeszcze nie czas na sen choć pękł już świat na pół
moja nić wlecze się przez ulic złoty blask
te same daty dni inny smakują chleb
słońce wśród jasnych szyb usypia nocną ćmę
Świat idzie rytmem swym wciąż w wesołości trwa
gdzie malkontenci źli na marginesie tkwią
przecieram oczy z łez ruszam na nowy bal
niechaj samotna śmierć ze sobą w kości gra
Ilość odsłon: 2570
Komentarze
Joanna-d-m
grudzień 06, 2017 20:02
Powiem Ci, smutny ten Twój dwunastozgłoskowiec - czytam o przemijaniu, o samotności ale on (peel) nie poddaje się - to dobrze - dobra puenta. Dobry wiersz.
Pozdrawiam