Zdzisław Brałkowski
Kto ty jesteś" (fragment)
– Nie wrzeszczeć mi tu. – Urzędnik zimno spojrzał znad drucianych okularów. – Tu jest urząd. W bumadze stoi – narodowość białoruska. Następny. Familia?
– Brałkowski! – Rozgorączkowany Staszek odsunął zaskoczonego szwagra i prawie wykrzyczał swoje nazwisko. – Stanisław! I mój ojciec Feliks. Też wieś Polany. Też Polacy z dziada pradziada!
– Mówiłem, nie wrzeszczeć. – Na biuraliście podniesione głosy wywołanych i ogólna wrzawa dalej nie robiły wrażenia. Znowu przekartkował brulion. Znalazł i beznamiętnie przeczytał:
– Jest. Feliks Brałkowski i syn Stanisław…
Urzędnik nagle zawiesił głos i pochylił nad otwartą stronicą. Przez chwilę uważnie się w nią wpatrywał. Postukał palcem w kartkę, uniósł brwi i spojrzał pytająco na młodszego:
– Rodzony w tysiąc dziewięćset dwunastym?
– Tak. Coś się nie zgadza? – Tym razem Staszek odpowiedział ze zdziwieniem w głosie.
– Tu stoi… – rozmówca ponownie postukał palcem w stronicę – że byłeś Perepeczko. Stanisław Perepeczko. Przekreślone i dopisane Brałkowski. Co to… – Znowu zawiesił głos i podejrzliwie spojrzał na stojącego przed biurkiem. Obudziła się w nim stalinowska czujność.
– Aach… – Staszek lekceważąco machnął ręką. – To dawniej było mylnie. Poprawili, bom Brałkowski.
– Kto poprawiał? Dlaczego? – Urzędnik przysłuchiwał się uważnie. – I mówiłem, cisza! – Podniósł głos, spojrzawszy na napierającą gromadę chłopów, którzy z oburzeniem komentowali urzędową „białoruskość” Masalskiego. – Cofnąć się! Stanąć mi w kolejce. Urząd tu.
Znowu zwrócił się do Staszka:
– To jak się w końcu nazywacie?
– Brałkowski. Stanisław Brałkowski. Z tym Perepeczko to pomyłka, znaczy oszybka, przez krewnego i ojca. W trzydziestym trzecim, jak mnie do polskiego wojska brali odsłużyć, to wtedy wyszło – odparł Staszek. – No wyszło, że w papierach jest Perepeczko, a nie Brałkowski. To poprawili.
– To jak to? Ojciec Brałkowski, a wy mieliście Perepeczko?
– Przecież powiadam, że poprawili. Mówię im wtedy, znaczy w trzydziestym trzecim, że przecież jestem od ojca. A ojciec Brałkowski. To sprawdzili w księgach w parafii, a tam stało, że Perepeczko mi wpisali. To my do mego chrzestnego, co zgłaszał, jak się rodziłem. No bo on Perepeczko. To i się przyznał, że wtedy ździebko wziął. Ojciec, tak było?
– Tak, tak. – Feliks energicznie pokiwał głową dla potwierdzenia. – Jak go ksiądz spytał, jak ma wpisać, to mu się pomyliło i podał swoje, a nie Brałkowski. No, wypił trochę, jak syn powiadał.
– Czemu od razu nie poprawił – ni to zapytał, ni to stwierdził biuralista. – To sprawa urzędowa.
– Ot, i nie. Ksiądz już wpisał Perepeczko, jak chrzestny pomiarkował. Tak było, ojciec? – Staszek spojrzał na niego. Feliks lekko się zawahał, jakby chciał przypomnieć sobie dawne zdarzenie, ale zaraz znowu kiwnął głową, dla potwierdzenia słów syna. Ten dokończył: – To nie chciał wyjść na durnia i nic nie powiedział. Ani księdzu, ani nam. I tak w papierach w kościele zostało, aż do wojska wezwanie dostałem. Wtedy wyszło. To ojciec aż krowę sprzedał na opłaty, aby w sądzie zmienić na Brałkowski. Bo jak to, syn inne nazwisko ma niż ojciec i wszyscy w domu?
– Wy się cieszcie, że tylko krowę kosztowało. Pod innym nazwiskiem żyliście. U nas za drobniejsze, za pięć skradzionych kłosów zboża do łagru byś poszedł. No dobrze… Brałkowski Stanisław i Brałkowski Feliks. Narodowości białoruskiej. A więc bez prawa wyjazdu do Polski. Następny…
– Co następny?! – zakrzyknął wzburzony Staszek. Chwycił się za głowę, spojrzał na również zdumionego ojca. – Jacy my Białorusini? Mówiłem, my Brałkowscy, Polacy z dziada pradziada!
– Co następny?! – rozkrzyczeli się też pozostali chłopi. – Co my?! Jakie Białorusiny? My Polacy!
– Tak stoi w bumadze. Brałkowski Feliks i syn Stanisław, wieś Polany, narodowość białoruska. – Urzędnik postukał drugim końcem ołówka w otwarty brulion i beznamiętnie dokończył: – Znaczy nie Polacy. Co zapisane, to urzędowe. Następny…
– A masz zapisanego jakiegoś Polaka?! – odkrzyknął jeden z wciąż napierającego tłumu. – Może my wszyscy Białorusini?!
Biuralista nawet już nie sprawdzał. Zamknął swoją księgę, obok z namaszczeniem położył ołówek, oparł na księdze dłonie i przez chwilę milczał. Oczy skierował ponad głowami gromady kłębiącej się w pokoju i znieruchomiał. Chłopy ucichli, wpatrując się w niego. Opuścił wzrok niżej, omiótł ich spojrzeniem i sarkastyczny uśmieszek lekko wykrzywił mu usta.
Powściągnął go szybko i chłodno odparł:
– Nie ma Polaków.
– Brałkowski! – Rozgorączkowany Staszek odsunął zaskoczonego szwagra i prawie wykrzyczał swoje nazwisko. – Stanisław! I mój ojciec Feliks. Też wieś Polany. Też Polacy z dziada pradziada!
– Mówiłem, nie wrzeszczeć. – Na biuraliście podniesione głosy wywołanych i ogólna wrzawa dalej nie robiły wrażenia. Znowu przekartkował brulion. Znalazł i beznamiętnie przeczytał:
– Jest. Feliks Brałkowski i syn Stanisław…
Urzędnik nagle zawiesił głos i pochylił nad otwartą stronicą. Przez chwilę uważnie się w nią wpatrywał. Postukał palcem w kartkę, uniósł brwi i spojrzał pytająco na młodszego:
– Rodzony w tysiąc dziewięćset dwunastym?
– Tak. Coś się nie zgadza? – Tym razem Staszek odpowiedział ze zdziwieniem w głosie.
– Tu stoi… – rozmówca ponownie postukał palcem w stronicę – że byłeś Perepeczko. Stanisław Perepeczko. Przekreślone i dopisane Brałkowski. Co to… – Znowu zawiesił głos i podejrzliwie spojrzał na stojącego przed biurkiem. Obudziła się w nim stalinowska czujność.
– Aach… – Staszek lekceważąco machnął ręką. – To dawniej było mylnie. Poprawili, bom Brałkowski.
– Kto poprawiał? Dlaczego? – Urzędnik przysłuchiwał się uważnie. – I mówiłem, cisza! – Podniósł głos, spojrzawszy na napierającą gromadę chłopów, którzy z oburzeniem komentowali urzędową „białoruskość” Masalskiego. – Cofnąć się! Stanąć mi w kolejce. Urząd tu.
Znowu zwrócił się do Staszka:
– To jak się w końcu nazywacie?
– Brałkowski. Stanisław Brałkowski. Z tym Perepeczko to pomyłka, znaczy oszybka, przez krewnego i ojca. W trzydziestym trzecim, jak mnie do polskiego wojska brali odsłużyć, to wtedy wyszło – odparł Staszek. – No wyszło, że w papierach jest Perepeczko, a nie Brałkowski. To poprawili.
– To jak to? Ojciec Brałkowski, a wy mieliście Perepeczko?
– Przecież powiadam, że poprawili. Mówię im wtedy, znaczy w trzydziestym trzecim, że przecież jestem od ojca. A ojciec Brałkowski. To sprawdzili w księgach w parafii, a tam stało, że Perepeczko mi wpisali. To my do mego chrzestnego, co zgłaszał, jak się rodziłem. No bo on Perepeczko. To i się przyznał, że wtedy ździebko wziął. Ojciec, tak było?
– Tak, tak. – Feliks energicznie pokiwał głową dla potwierdzenia. – Jak go ksiądz spytał, jak ma wpisać, to mu się pomyliło i podał swoje, a nie Brałkowski. No, wypił trochę, jak syn powiadał.
– Czemu od razu nie poprawił – ni to zapytał, ni to stwierdził biuralista. – To sprawa urzędowa.
– Ot, i nie. Ksiądz już wpisał Perepeczko, jak chrzestny pomiarkował. Tak było, ojciec? – Staszek spojrzał na niego. Feliks lekko się zawahał, jakby chciał przypomnieć sobie dawne zdarzenie, ale zaraz znowu kiwnął głową, dla potwierdzenia słów syna. Ten dokończył: – To nie chciał wyjść na durnia i nic nie powiedział. Ani księdzu, ani nam. I tak w papierach w kościele zostało, aż do wojska wezwanie dostałem. Wtedy wyszło. To ojciec aż krowę sprzedał na opłaty, aby w sądzie zmienić na Brałkowski. Bo jak to, syn inne nazwisko ma niż ojciec i wszyscy w domu?
– Wy się cieszcie, że tylko krowę kosztowało. Pod innym nazwiskiem żyliście. U nas za drobniejsze, za pięć skradzionych kłosów zboża do łagru byś poszedł. No dobrze… Brałkowski Stanisław i Brałkowski Feliks. Narodowości białoruskiej. A więc bez prawa wyjazdu do Polski. Następny…
– Co następny?! – zakrzyknął wzburzony Staszek. Chwycił się za głowę, spojrzał na również zdumionego ojca. – Jacy my Białorusini? Mówiłem, my Brałkowscy, Polacy z dziada pradziada!
– Co następny?! – rozkrzyczeli się też pozostali chłopi. – Co my?! Jakie Białorusiny? My Polacy!
– Tak stoi w bumadze. Brałkowski Feliks i syn Stanisław, wieś Polany, narodowość białoruska. – Urzędnik postukał drugim końcem ołówka w otwarty brulion i beznamiętnie dokończył: – Znaczy nie Polacy. Co zapisane, to urzędowe. Następny…
– A masz zapisanego jakiegoś Polaka?! – odkrzyknął jeden z wciąż napierającego tłumu. – Może my wszyscy Białorusini?!
Biuralista nawet już nie sprawdzał. Zamknął swoją księgę, obok z namaszczeniem położył ołówek, oparł na księdze dłonie i przez chwilę milczał. Oczy skierował ponad głowami gromady kłębiącej się w pokoju i znieruchomiał. Chłopy ucichli, wpatrując się w niego. Opuścił wzrok niżej, omiótł ich spojrzeniem i sarkastyczny uśmieszek lekko wykrzywił mu usta.
Powściągnął go szybko i chłodno odparł:
– Nie ma Polaków.
fragment nowej książki "Wileńszczyzna w miniony czas", drugiej z cyklu "Zza zasłony czasu". Premiera 26 stycznia - dostępna już w księgarniach internetowych, po premierze również w EMPiK-u.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4816035/wilenszczyzna-w-miniony-czas
Ilość odsłon: 3615
Komentarze
Joanna-d-m
styczeń 12, 2018 19:53
W tym fragmencie są słowa z drugiej części „Chłopy! My wszyscy Białorusiny! Nie Polacy!”, którą czytałam i dałam już swój wyraz zainteresowania.
Pozdrawiam Zdzisławie :)
a empik, mam ulicę obok.
Konto usunięte
styczeń 12, 2018 17:53
Super pomysł. Akurat stulecie niepodległości, wybory samorządowe, wbijam do rodzinnej wioski. Trzasnę coś galanty na dożynki, będą dodrukowywać na każdą okazję.
Zdzisław Brałkowski
styczeń 12, 2018 17:33
Podpowiem (chyba że wiesz) - napisz kilka wierszy o swoim mieście/miejscowości/gminie i wystąp do urzędu miasta/gminy o dotację na druk. Prawie każdy samorząd co roku przeznacza kwotę w budżecie na szeroko pojętą kulturę. Czasem poetom udaje się załapać i przynajmniej za wydanie tomiku nie płacą albo tylko dopłacają :)
Konto usunięte
styczeń 12, 2018 16:18
Zawód poetka - nikt nie obiecywał że będzie lekko... Nobel wynagrodzi trud.
Zdzisław Brałkowski
styczeń 12, 2018 15:36
PS. Chyba że wydajesz tomiki poezji... to już problem. Niechodliwy towar dla księgarni. Wtedy sama przeważnie załatwiasz w księgarniach na miejscu.
Zdzisław Brałkowski
styczeń 12, 2018 15:33
Goń wydawcę, Anito, to jego robota. Autor może oczywiście dokładać w tym "cegiełkę" oraz inicjować spotkania autorskie, ale umowy z hurtowniami i promocja głównie należy do wydawcy.
Konto usunięte
styczeń 12, 2018 14:42
kurczę, muszę pogonić swojego...
Zdzisław Brałkowski
styczeń 12, 2018 14:31
Anito, od umów z hurtowniami i księgarniami jest mój wydawca, nie ja :)
Pozostanę przy swoim zdaniu, Strachu. Nie martwię się o "spektrum".
Konto usunięte
styczeń 12, 2018 11:34
Postaraj się o szersze spektrum czytelnika i wprowadź swą twórczość do Poczty Polskiej. I kto tu wyszedł na Zabłockiego, panie Literacie :) ?
pozdrawiam
miłego dnia
https://www.youtube.com/watch?v=e5BuKkSQQXI
dla rozluźnienia atmosfery :)
Konto usunięte
styczeń 12, 2018 11:29
koperty, zabawki, paczki, kalendarze, długopisy, a nawet ręczniki z haftem okazjonalnym. więc zastanów się czy to nie lepsze miejsce na promocję niż sztampowy empik.