Zdzisław Brałkowski
Pan Jabłeusz, czyli nowy zajazd na Wschodzie (wypisy, część 1 - 4)
*Pierwsze trzy części tej parafrazy-pastiszu opublikowałem jeszcze na poemie, ale nie zdążyłem już czwartej. Tutaj publikuję więc wszystkie cztery. Kanwą były znane wydarzenia sprzed trzech lat)
(wypisy, część 1)
Wiosną się wieść po kniejach przepastnych rozniosła,
że na wschodzie znów hydra swój łże-łeb podniosła.
Zajęta pracą w polu, wpierw nie miała zdania
w powadze chwili szlachta, po dworach rozsiana.
Lecz gdy czas siewów minął i lato nastało,
to co niby dalekie, zbyt bliskie się stało.
- Jabłek naszych tam nie chcą! - wieść gruchnęła trwożna.
(A lato urodzajne - zebrać aż nie można).
- Toż z sadów nasz zarobek, z czego zimę przeżyć?
Wieść była tak złowroga, że mało kto wierzyć
w hioby chciał na początku. Lecz wnet Sędzia dostał
stoliczne potwierdzenie. Urzędowi sprostał
i w dwa dni zebrał szlachtę w Jabłeusza dworze,
w którym izba największa. Zacni przy komorze
rozsiedli się, gdzie jadło i napitki przednie,
nie bacząc na skry zaszłe i swary sąsiednie.
Usiadła reszta szlachty oraz domownicy.
Nie zabrakło znacznego z całej okolicy.
Był Asesor i Rejent, był też Podkomorzy.
Wszyscy wieścią przejęci, więc sen ich nie morzył.
Była też Telimena i Zosia przejęta,
ubrana nie zwyczajnie, lecz w suknię od święta
(gdyż Jabłeusz poprosił młódkę po kryjomu,
by pełniła dziś rolę gospodyni domu).
(wypisy, część 2)
Kiedy wszyscy już siedli, Sędzia zaczął mowę -
Jak wszystkim tu wiadomo, przyszły wieści nowe,
że na wschodzie ciemnieje, a na nasze jabłka
odwidziała się władcy tamtejszemu chrapka.
- To pewnie im Asesor zgniłe lobo sprzedał -
wtrącił się do przemowy Rejent. - Znowu nie dał
im tego, co w umowie stało. Ja, sprzedając
najpiękniejsze szampiony, o renomę dbając,
nigdy tak bym nie zrobił. Na przykład mój Kusy,
po szampionach jest rączy. Sadzi takie susy,
że inne charty widzą jego zadek tylko.
Aż zerwał się Asesor – Chcesz asan w swe ryłko?!
Moje jabłka są zgniłe?! To szampion waszeci,
ledwie z drzewa zerwany, już zgnilizną leci!
Mój Sokół, kiedy lobo pożre na śniadanie,
imię biegiem potwierdza. Ot prawda, mospanie!
– Szampiony moje gniją?! Kładłem na talerze,
rok na słońcu leżały, dalej były świeże!
Waszeci lobo szkodzi i na um już pada.
Zdrowie po moich zyskasz, to za darmo rada!
– Hę? Po szampionach zdrowie?! Chyba żeś, waćpanie,
w nocy dzisiaj spać nie mógł. Biorę niedospanie
za powód, że przez gardło przeszły ci te słowa.
Jeszcze swoje odszczekasz, już moja w tym głowa!
– Odszczekam ja pod stołem?! – Rejent aż się zatchnął,
zakolebał się w przody, do tyłu się wahnął,
na twarzy spurpurowiał i już już się zrywał,
lecz wzgląd na panie obok jeszcze go powstrzymał.
Zmełł przekleństwa jak w żarnach, zazgrzytał zębami,
i by się uspokoić, wsparł w ławę rękami.
– Odszczekiwać kto będzie, wnet się przekonamy.
Masz waćpan dziś moc szczęścia, że tu siedzą damy.
Dla Sokoła zaś forów mogę dać dwie staje,
i tak Kusy go dojdzie w dwie wiorsty, mospanie!
(wypisy, część 3)
I tak od jabłek chwalby nowy spór się zaczął.
Już Asesor i Rejent na innych nie baczą,
tylko swoje ogary chwalą pod niebiosa,
przy okazji złym wzrokiem rzucając z ukosa,
kto z sąsiadów przy stole jabłka z ich jabłoni
posmakować zamierza, biorąc je do dłoni
(gdyż przezornie przynieśli w koszach swe owoce.
Wiedząc wpierw, o czym rada, chcieli mieć „ad vocem”).
Już widać podział w ciżbie - owoce zabrane,
jak kule w lufie tkwiące, w dłoniach są ściskane.
Na Zosię z Telimeną aż przestali zważać
(a to w szlacheckim domu nie winno się zdarzać).
Asesor zaś i Rejent szabel już tykają,
wolnego miejsca patrząc, wokół spozierają
(szczęściem dziś batorówek nie mieli przy sobie,
lecz tępe karabele, szable ku ozdobie).
Hufce z obu stron ławy swe siły zbierają,
i wzajemnie na siebie z ogniem spoglądają.
Już mają na się natrzeć, już jabłkami miotać,
gdy Sędzia - Pax! - zakrzyknie. - Chcecie się łomotać?
Przecz na wschodzie zbierają się chmury złowrogie.
W zgodzie, panowie szlachta, a nie przeciw sobie.
Tam nam trzeba więc baczyć, siły wzajem zebrać,
a nie jak jakaś tłuszcza po gębach się przeprać.
Lepiej zjedzmy te jabłka, nie na siebie natrzeć.
Wschód! To na dziś jest sprawa, tam musimy patrzeć!
Dajże asan sam przykład, panie Podkomorzy.
Kto je pąsowe jabłka, wnet sił swych przysporzy.
Tą jedną krótką mową ochłodził umysły.
Szlachta znów wzajem siadła, już niesnaski prysły,
jabłka dzierżone w dłoniach w szczękach zachrzęściły,
mocą w sobie ukrytą wzmacniając ich siły.
(wypisy, część 4)
Na wspomnienie o pąsie Zosia wpierw pobladła,
by w następnej już chwili wspomnieć, że do gardła
podobno cne niewiasty w alkowie coś biorą
i to siły dodaje. Jest też męża wolą
by małżonka nie była tego pozbawiana,
aby się tym frykasem uraczała z rana.
Mimo że to nie jabłko, równie smakowite,
zwłaszcza kiedy mąż wcześniej wypił okowitę.
Sił podobno do życia żonie wnet przybywa,
do tego przez dzień cały nie
jest już zrzędliwa.
Przed wieczorem zaś żona spodziewać się może,
że gdy obiad smakował, mąż znowu się wzmoże.
Tak wzdychnęła cna Zosia, choć tylko po cichu,
by nauk Telimeny użyć jak wytrychu
do serca Jabłeusza. Lecz zaraz wspomniawszy,
że żoną nie jest jeszcze, stała posmutniawszy.
Pąs na licu jej wykwitł i by się miarkować,
dwa jabłka pochwyciła, chcąc w zapaskę schować.
Jedno było Rejenta, drugie Asesora.
Więc przypadkiem świadczyła, że to zgody pora.
Szlachta, jabłka wciąż gryząc, głowy pokiwała.
- Zgoda! Więc zgoda, bracia! - w głosy ogłaszała.
Tak to niewinna Zosia, myśląc o swym lubym,
jabłka dwóch pochwaliła, chroniąc kraj od zguby.
Komentarze
Leszek.J
kwiecień 09, 2017 18:45
Zaiste zacne to nawiązanie do wszech znanych poezyj, tylko w dwóch miejscach zgrzytnęło od nadmiaru sylab ale to drobiazg biorąc pod uwagę całokształt.
Pozdrawiam
Konto usunięte
kwiecień 09, 2017 18:02
Zdzisławie, zadałeś sobie dużo trudu więc przeczytałem...i to wszystko.
Znalazłem kilka miejsc, takich jak to:
"kto z sąsiadów przy stole jabłka z ich jabłoni
posmakować zamierza, biorąc je do dłoni"
Smakowanie dłonią, trudna sprawa.
Pozdrawiam.
Konto usunięte
kwiecień 09, 2017 15:25
Oczy przekazują myśli? w takim razie język ma urlop :-)
Zdzisław Brałkowski
kwiecień 09, 2017 15:22
Wyposażenie można zmieniać. Oczy są nieodłączne. Są w pewnym stopniu przekaźnikiem myśli. Płytkich czy głębszych - to już zależy od percepcji nadawcy i odbiorcy ;)
Konto usunięte
kwiecień 09, 2017 15:14
Zdzisiu :-) te są nieodłącznym elementem wyposażenia :-) płytkie ostatnio... zero głębi :-)
Zdzisław Brałkowski
kwiecień 09, 2017 15:11
... ale i te weźmiemy, by w nich się nie zatopić ;)
Konto usunięte
kwiecień 09, 2017 15:00
Dużych oczu ci u nas dostatek :-)
Zdzisław Brałkowski
kwiecień 09, 2017 14:56
... ja zaś czytać, wyobraźnia wtedy się włącza.
Może być i bawełna, byle z dużymi oczkami, jak w sieci rybackiej. Można wtedy konfrontować wyobraźnię z jaźnią ;)
Konto usunięte
kwiecień 09, 2017 14:40
Mnie się zdecydowanie lepiej słucha niż ogląda :-) tiule są
beee wolę bawełnę :-) 0
Zdzisław Brałkowski
kwiecień 09, 2017 14:21
Mgiełka albo tiul (uprzedzam - nie wymawiać "ciul" ;) - to tak. Oddaje pole wyobraźni... to jak przewaga książki nad adaptacją filmową :)