Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki



   Po tej stronie rzeki, oprócz naszego domostwa znajdowały się jeszcze cztery inne zagrody - nie licząc dwóch, umiejscowionych hen, w głębi lasu.
Tamte dwa domy były dla mnie i dla mojej siostry Renaty, owiane jakąś tajemniczością. Odczuwałyśmy strach, przed ludźmi tam mieszkającymi, więc nigdy nie zapuszczałyśmy się zbyt daleko dróżką, która by nas doprowadziła do ich domów. Ludzie we wsi uważali ich za dziwaków, głównie dlatego, że w czasie elektryfikacji nie wyrazili zgody na doprowadzenie prądu do swoich domostw i cały czas żyli przy świetle lamp naftowych albo świeczek.

   W okolicy było jeszcze kilka innych, tajemniczych miejsc, wzbudzających w nas lęk i równocześnie wielką, dziecięcą ciekawość. Między innymi był to niezamieszkały już, dom po dziedzicu. Wyprawa tam, zawsze była dla nas jak ekscytująca eskapada, w poszukiwaniu skarbów.
Dom znajdował się w sąsiedniej wiosce, ze trzy kilometry od nas.
Mogłyśmy się tam dostać na skróty, albo dookoła, drogą wysypaną żużlem, czyli "żużlówką". Częściej wybierałyśmy krótszą trasę - miedzą, pomiędzy polami, później wąską ścieżką, wydeptaną w zbożu, następnie mijałyśmy dwie, stare chałupki, zbudowane z rudy żelaza i gliny, pokryte słomą -dawno niezamieszkałe i będące prawie w rozsypce. Stąd już było widać dom dziedzica. Została nam tylko do przebycia łąka, gęsto upstrzona jaskrami i pięknie pachnącymi polnymi goździkami, różowymi i czerwonymi.

   Trasa żużlówką była dłuższa, cały czas przez las i na dodatek obok starego, niemieckiego cmentarza, kolejnego miejsca wzbudzającego w nas - dzieciakach, niepokój. Cmentarz mieścił się na wzgórzu, ciągnącym się wzdłuż żużlówki. Już z drogi było widać kamienne nagrobki, metalowe krzyże, a na środku cmentarza duży krzyż, drewniany. Niektóre nagrobki były częściowo zniszczone, inne pozostawały w dobrym stanie. Można było dokładnie odczytać imię i nazwisko, oraz datę urodzenia i śmierci. Pamiętam, jak liczyłyśmy z siostrą ile kto miał lat i że trafiały się groby dzieci. Cały cmentarz był otoczony niskim murkiem, tu i ówdzie zdewastowanym. Groby obsadzone konwaliami, rojnikami, rozchodnikiem lub irysami. Konwalie porozrastały się wokół, daleko poza teren cmentarza.

   W naszej okolicy był jeszcze jeden niemiecki cmentarz. Też na wzgórzu, ale z drugiej strony wioski, tuż przy szkole. Kiedy rozpoczęłyśmy edukację, musiałyśmy go mijać dwa razy dziennie. Droga przy tym cmentarzu była główną, wiejską drogą, prowadzącą do sklepu, do kościoła, na przystanek, czyli praktycznie wszędzie.

   Dom po dziedzicu to duży, murowany, pokryty dachówką budynek. Całe obejście nie było już ogrodzone płotem, więc bez większych problemów mogłyśmy dostać się w każdy zakamarek. Musiałyśmy być jednak cały czas czujne, bo niedaleko mieszkała Antosia - kobieta, która była ponoć służącą u dziedziców i ciągle poczuwała się do doglądania domostwa swoich państwa.
Wszyscy mówili, że Antosia postradała zmysły z powodu nieszczęśliwej miłości. Od tej pory ubierała się bardzo dziwacznie. Non stop chodziła w czapce pilotce, nosiła wojskowy strój, jej spojrzenie stało się dzikie i nie wiadomo było co i kiedy może się uroić w jej pomylonej głowie.
Najbardziej bałyśmy się, aby nie przyszła, kiedy buszowałyśmy na strychu - wtedy mogłaby zabrać drabinę, uniemożliwiając nam zejście. Na szczęście nigdy tak się nie stało. Ale widziałyśmy ją parę razy z daleka, kiedy kręciła się po obejściu. Wtedy zawsze rezygnowałyśmy z wałęsania się po dziedzicowym terenie i biegłyśmy do domu.
Na strychu domu dziedzica było mnóstwo książek, gazet i wszelakich pism.
Z dużym zainteresowaniem przeglądałyśmy "Łowca Polskiego".Był on naszym cennym łupem. Zawierał dużo pięknych zdjęć ptactwa i różnej dzikiej zwierzyny. Od dziadka wiedziałyśmy, że dziedzic był myśliwym i znali się z dziadkiem z polowań.

   Zagroda dziedzica miała ogród większy od naszego. Cały teren obsadzony był dookoła leszczynami, a drzewa owocowe tworzyły dwa sady, jeden za domem, a drugi po przeciwnej stronie, za stodołą. Drewnianą altanę przed domem, gęsto oplatały pędy winogron. Winorośla wpełzały również na ścianę domu, pięły się po dachu, tworząc z jednej strony żywą, zieloną konstrukcję, poobwieszaną na jesień ciemnymi, granatowymi kiśćmi.
W ogrodzie rosły też krzewy agrestu i porzeczek. Te owoce stały się celem naszych jesiennych wypraw na dziedzicowy teren.
Ilość odsłon: 3234

Komentarze

kwiecień 05, 2019 05:17

Świetne!

Dziękuję :)