Milo w likwidacji
zabierz go ze sobą
I.
chyba się powtarzam
szanuję wrogów, co od przyjaciół trzymają nas
z daleka i tym samym powietrzem oddychać
nie próbują. lubię wskakiwać do autobusu na gapę,
by raz na jakiś czas wrócić do starego domu.
to za mało, by stać się bohaterem pieśni
ludowych, ale gdy pod koniec drogi
pojazd stanie w ogniu, można uratować
współpasażerów i spokojnie odejść
w stronę zachodzącego słońca.
II.
w tle
gwiżdże czajnik, ale nie pora na herbatę,
gdy nie ma do niej spokojnej kolacji.
nie chcę przebywać ze sobą, a trudno
pozbyć się wrażenia, że czas płynie inaczej
skoro niewinny dzieciak został wylany z kąpielą,
to nie ma kogo powiesić na sznurze
od bielizny.
kiedyś taka zabawa nie chciała się skończyć.
dobra noc zastała nas poupychanych
po zapuchniętych od płaczu kątach.
III.
potrzebny pokój
z widokiem na gwałtowny powrót do zdrowia.
może być tam, gdzie deszcz pada, jak chce.
byle z dala od otwartych ran i wyważonych drzwi.
gdy klatki pełne skandali pachną awarią windy,
mów do mnie głośno, a moc struchleje.
Komentarze
lu*
grudzień 10, 2019 11:37
"Nulla dies sine linea" - myślę, że właśnie przekazałeś nam coś ważnego i pięknego.
Marcin Strugalski
grudzień 10, 2019 11:14
Podobne odczucia co Lena. Wiersz podoba mi się.
Pozdrawiam
Lena Pelowska
grudzień 10, 2019 10:12
pełen dojmującej nostalgii