Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

   Po co kupiłam te cholerne adidasy? I na dodatek dwie pary. Jedne czarne, drugie białe. Ani w jednych, ani w drugich nie mogę chodzić.

   Chciałam wierzyć, chciałam chociaż się łudzić, że skoro z "adidasa" to może akurat będą wygodne, porządnie wykonane - po prostu dobrej jakości.
Ale natrętna myśl ciągle się załączała - i ty jeszcze się łudzisz, jeszcze wierzysz?
Pewnie, że nie wierzę! I nie łudzę się! To też przymierzam wszystkie po kolei, para za parą. I stwierdzam, że asekuracyjnie wezmę dwie pary.

   Trzydzieści dni na oddanie.
A nuż któreś okażą się idealnie pasujące do moich stóp, hojnie obdarzonych w ostrogi piętowe, skostniałe przyczepy ścięgna Achillesa i uszkodzenia nerwów, spowodowane obustronną radikulopatią L4,L5 i S1.

    Pochodzę, wypróbuję, porównam. Będę miała nad czym myśleć.
Cholera! Ale nie aż tak intensywnie! I ciągle! O tym, że źle wyprofilowane, że zbyt sztywne, że uciskają z tyłu nad piętą. 

   Po co brałam te dwie pary?! Po co?! Żeby teraz ciągle myśleć jak tu je oddać?

   Ból rozlewa się pod piętą, rozdrażnia uszkodzone w kończynach nerwy i ciągnie się do łydki. Obsesyjny strach przed dołączeniem się objawów fibromialgii napędza stłoczone już myśli. Krążą wokół bólu, wokół tych cholernych butów i tego, że muszę je oddać.

   Białe, po powrocie z miasta wyszorowałam szczoteczką, ale jednak podeszwa od spodu nie dała się doczyścić do białości. Spróbuję jeszcze proszkiem do pieczenia albo acze.

   Pięta ciągle boli. Najbardziej lewa. Kuśtykam do kuchni, po schłodzoną w zamrażarce butelkę z wodą. Siadam na krześle i mimo, że nie cierpię zimna, to kulam obolałą stopą, lodowatą butelkę. Wmasuję jeszcze schłodzony żel Woltaren i połknę Ibuprom.

    Sprawdzę też - nie wiem który już raz = czy paragon czasami się gdzieś nie zawieruszył i czy są oba kartoniki od tych pieprzonych adidasów.
Wszystko jest. Tylko nie wiem kiedy się odważę pójść do sklepu, aby je oddać.

   Tak samo, jak nie wiem kiedy i czy w ogóle odważę się założyć ubrania, szczelnie zapakowane w worki foliowe i ułożone w dwóch rzędach, pomiędzy rozkładanym fotelem a ścianą. Każdy worek ma przyklejoną kartkę z napisem: CZYSTE, WYPRANE, WYPRASOWANE dnia tego i tego.
W szafie również większość rzeczy ofoliowałam i podpisałam datą prania i prasowania. Wszystkie ręczniki, pościele, koce, kołdry są wyprane już po kilka razy w temperaturze powyżej sześćdziesięciu stopni, wyprasowane i schowane ponownie do worków.

   Łazienka, meble, podłogi, naczynia, klamki, uchwyty - wszystko, dosłownie wszystko - spryskane preparatami dezynfekcyjnymi. Później szorowane wodą z acze. Później znów spryskane i tak w kółko. Każda rzecz w moim domu. A ja ciągle nie jestem pewna skuteczności zastosowanych środków. Ciągle pełna lęku.

   Strach potrafi wyrwać mnie w środku nocy ze snu z przekonaniem,że świerzb zapewne gdzieś się uchował. Muszę zmieniać wtedy całą pościel i zaczynać kolejną walkę z wrogiem. Ostatnio po takiej pełnej paniki i histerii pobudce wyrzuciłam na śmietnik wszystkie prezenty, które dostałam od Marka. O drugiej w nocy zrobiłam kilka rund do śmietnika. Wylądował tam też drugi już komplet poduszek na których spałam i kołdra. Oraz szlafrok i piżama, mimo że były już kilka razy prane i prasowane. 
   
   Stosowałam chyba wszystkie z możliwych kuracji przeciwświerzbowych: maść siarkową, krotamiton i najskuteczniejszy ze wszystkich infektoskab.
Wynajęłam profesjonalną firmę do przeprowadzenia dezynfekcji preparatem biobójczym całego domu. W tym czasie korzystałam przez przeszło tydzień tylko z jednego ofoliowanego taboretu, spałam na ofoliowanym materacu, używałam tylko jednego zestawu sztućców. Mam nadzieję, że zastosowałam ostatnią kurację infektoskabem i na koniec wszystko jeszcze raz wyprałam, wyprasowałam i ofoliowałam. Rachunek za wodę i za prąd wielokrotnie przekroczył sumy jakie uiszczałam wcześniej z tego tytułu.
   Marek dostosował się do mojej rady i również przeprowadził dezynfekcję mieszkania oraz samochodu. Dziś już dawno zapomniał o tym, że miał świerzb i o tym, że mnie zaraził.

   A ja do tej pory chodzę tylko w nowo kupionych ubraniach. Śpię pod nową pościelą, na nowej poduszce. Wycieram się tylko w nowe ręczniki.

   Minęło pół roku, ale moja głowa nie może sobie poradzić z zaistniałym problemem. Zawładnął nią dokumentnie.
 
   Zakładam zapewniające bezbolesne użytkowanie, podniszczone już sneakersy. Muszę iść zaczerpnąć świeżego powietrza. Powałęsać się w parku. 
Marek akurat wyjeżdża swoim samochodem z garażu.
- Dzień dobry Ewuniu - woła z daleka. Gdzie się wybierasz? Wsiadaj, podrzucę cię.
Podchodzę i mówię, że dziękuję bardzo, ale nie skorzystam.
Prosi, nalega, twierdząc że przecież widzi, że mam problem z nogą, że zdążę się jeszcze nachodzić.

   Nie, nie wsiądę i wiem doskonale, że to już nigdy nie nastąpi. Ale niech się łudzi, niech wierzy, że kiedyś jeszcze mnie zabierze na wycieczkę samochodową. Że przekroczę jeszcze kiedyś próg jego domu.




Ilość odsłon: 830

Komentarze

czerwiec 13, 2020 12:56

dziękuję bardzo, Joasiu

a w tym powiedzeniu że parami, to jest coś z prawdy niewątpliwie
a potem jeszcze para za parą
ech...

pozdrawiam serdecznie

czerwiec 12, 2020 19:44

Przeczytałam z wielką powagą - zainteresowałaś.
Lubię Twoją prozę.
Mówią, że nieszczęścia chodzą parami :(
Pozdrawiam i zdrowia życzę, dużo zdrowia!

czerwiec 11, 2020 22:33

Hej!
Leszku, cały problem tkwi w tym, że aby wdrożyć skuteczną terapię, trzeba najpierw postawić trafną diagnozę, a w dzisiejszych czasach wszędobylskiej alergii, zazwyczaj to ona jest najpierw brana pod uwagę, a to "paskudztwo" zatacza coraz szerszy krąg

Wokka, ano tak to się różnie plecie w tym naszym życiu
dziękuję bardzo za czytanie i komentarz

Bardzo mi miło Was gościć panowie

Pozdrawiam

czerwiec 11, 2020 10:38

Smutna historia.
Pełno takich na tym najlepszym świecie.
Czyta się dobrze.
Pozdrawiam.

czerwiec 09, 2020 20:52

Ja też jestem zdziwiony że "to" może jeszcze grasować, skoro są skuteczne leki?
Ale do złego nie trzeba wiele :(
Pozdrówki

czerwiec 08, 2020 22:28

ok. Pasjo:)
dzięki:)
miło, że chciało Ci się wracać z odpowiedzią

Leszku, masz rację - paskudna to choroba
i też masz rację, że można szybko wrócić po niej do normalności
ale...
jeśli się nie ma innych paskudnych chorób
jak na przykład nerwica natręctw

a tak na marginesie to byłam zdziwiona dużym wysypem tej choroby u nas w ubiegłym roku

dzięki piękne za czytanie i skomentowanie

życzę zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia

hej!

czerwiec 08, 2020 20:52

Kiedyś w dawnych czasach złapałem tę paskudną chorobę.
Maść siarkowa pomogła i szybko wróciłem do normalności.
Dobrze się czytało.
Zdrowia Ewo

Konto usunięte

2-42-4

czerwiec 08, 2020 17:23

uśmiech jest tu na zasadzie żartu Monty Pythona raczej ;)

czerwiec 08, 2020 16:07

dzięki Pasjo:)

chociaż przyznaję, że tym śmieszeniem trochę mnie zaskoczyłaś
no ale skoro tak, to tak

pozdrawiam

Konto usunięte

2-42-4

czerwiec 08, 2020 15:21

Dobrze napisane, momentami straszy i śmieszy na zmianę. Płynnie się czyta i jest równowaga.