Sąsiadka Mościckiego
Ładnie kręcę?
-
Babcia, ładnie kręcę? - trzymałam w dłoni długą szarfę z
czerwonej bibuły.
Babcia
cieszyła się ze mną i potakiwała starą, szlachetną głową.
- Tak, Jagusia, tak kochana.
Pamiętam szkolne dyskoteki, na które uwielbiałam chodzić. Bardzo lubiłam tańczyć. Gdy byłam w zasadzie małym dzieckiem i tańczyłam w szkole szczęśliwa, jeden z muzykantów nagle przeszedł przez środek sali, porwał mnie wysoko na ręce i zrobił kółko. Byłam zdziwiona nieco, ale gdy zrobił to jeszcze dwa razy, zdenerwowałam się. Przeszkadzał tańczyć!
Starszy o rok Grześ nie chciał ze mną kręcić. Do
trzeciej klasy kopał mnie po nogach. Nie wiem do tej pory,
dlaczego mnie upatrzył na swoją ofiarę. Podobno początki wiele
mówią o przyszłości. Mama nieraz dzwoniła do mamy Grzesia, żeby
przestał kopać, bo Agnieszka płacze. Nie wiem dlaczego też Grześ
przestał kopać w czwartej klasie, chyba jednak zrozumiał, że się
zabujałam w nim. Nie wiem. Wiem za to, że był moją wielka,
cudowna, platoniczna miłością.
Pewnego
dnia, na świetlicy szkolnej chłopcy grali w tenisa. Grześ był
ubrany w czerwony dres. Dodam, że Grześ był najpiękniejszy w
szkole (to prawda) i niemal wszystkie dziewczyny się w nim
kochały.
I
wtedy na tej świetlicy zapatrzyłam się na coś, co przez dresy
Grzesia całkiem wyraźnie wystawało. Nawet gdy teraz o tym piszę,
robię się czerwona, jak ten dres Grzesia. A na czym utkwiłam
wzrok? Na penisie Grzesia. Nie mogłam oczu oderwać, taki duży się
zdawał. Grześ po pewnym czasie zorientował się o co chodzi, kto
zamach na siusiaka robi, podszedł do mnie i głośno powiedział,
ciskając piorunami z oczu:
-
Widziałem wczoraj twoją matkę pijaną!
Krew
napłynęła do mojej twarzy, pewnie wyglądałam jak dres Grzesia.
Myślałam, że wybuchnę, ale zrobiło się przykro, bowiem pijana
matka to jednak była moja achillesowa stopa.
"Mogłeś
założyć inne spodnie" - myślałam. "To nie moja wina,
że masz takiego siusiaka".
Nadszedł
koniec roku i ósma klasa, do której uczęszczał Grzesio,
zorganizowała dyskotekę pożegnalną dla klasy siódmej. Miałam
nadzieję, że Grzesio choć wtedy ze mną zatańczy. Tańczył z
każdą, tylko nie ze mną. Było mi potwornie smutno, gula w gardle.
Gdy impreza się skończyła, wsiadłam na rower. Z tyłu, za mną,
na motorze jechał Grześ. I nagle skręciłam w bok, a Grześ
oczywiście niechcący najechał na mnie. Wina była moja.
Idiotka.
Już wtedy zapowiadałam się na masochistyczną idiotkę, jeśli
chodzi o miłości. Przewróciłam się oczywiście, a Grześ
zatrzymał koło mnie motor, i z troską zapytał, czy wszystko w
porządku. Powiedziałam tak, choć w porządku nie było, bo noga
była czerwona od krwi, bolała szczególnie prawa, ale, ale... byłam
szczęśliwa. Grześ wreszcie zwrócił na mnie uwagę. Okrutne to
było, bo na tym chłopcu to wymusiłam, ale odrobina tego szczęścia,
że Grześ tak ładnie się odezwał, przeważyło wszystkie
nieszczęścia, niemiłe chwile. Wtedy zapomniałam o zemście
Grzesia za siusiaka, o kopaniu po nogach, i tym, że na dyskotece nie
zatańczył.
Później
poszłam za Grzesiem do tego samego technikum. Kochałam się wtedy w
nim jeszcze do trzeciej klasy.
I
doczekałam się, doczekałam z nim tańca. Hurra! Moja pierwsza
miłość zatańczyła na dyskotece w internacie wtedy ze mną, po
raz pierwszy ze mną zatańczyła - GDY MÓJ TATA UMIERAŁ...
Do
tej pory mam bliznę na prawym kolanie po tym feralnym upadku. To
była jedna z najmniejszych blizn.
Komentarze
Leszek.J
czerwiec 09, 2020 21:35
Ciekawe opowiadanie, nie spodziewałem się że dziewczyny mogą zerkać na "to" coś :-)
Pozdrawiam
Konto usunięte
czerwiec 09, 2020 19:40
Niezłe. Trochę skrótowo przez to technikum i śmierć ojca, ale ogólnie bardzo zaciekawia.
Ja do dziś lubię zerkać na siusiaki sterczące przez dres ;)
Pozdrawiam :)