Mister D.
Prawie osiemset
Tacy jak wchodzą zwykle zaczynają próbą
spojrzeń, całe życie na ringu (na wstępie mówię -
w dalszym ciągu realnej krwi nie będzie), lubią
porządzić, chociaż ledwie panują nad mózgiem,
ale nie o ten organ im chodzi. Siadają
w zasięgu wzroku Joli i przy mnie na rękę
idą siebie poskładać (w domyśle mnie). Władzą,
przyznaję, upajam się troszeczkę, że z wdziękiem
zdolny jestem w trzy pizdy takich sam poskładać
na zdania wielokrotnie złożone – nie po to
do Akwarium przyszedłem. Grażyna wygania
ich, a tajemniczy ma posłuch, chociaż złoto
nie serce. To osiedle było, jest i będzie
otoczone murem, gdzie kto mógł swoje zrobił.
I nadal próbuje czas przegryźć się przez cegłę
czerwoną, bujnym zielskiem szturmuje. Pochodzić
można stąd jak Grażyna i Jola, ja z drugiej
strony rzeki mieszkam i lokalne tendencje
separatystyczne mam w domyśle, a lubię
po Twierdzy się poszwędać, nawet gdy, że jestem
Willy Wonka usłyszę. Tutaj czas jak woda
w akwarium i Grażyna zarobek ma odkąd…
I nawet korona Grażyny podbić nie zdołał
a tylko ławki inne, ten sam bilard, oko
może zawiesić się na ścianie gdzie muzyka
mryga, przez którą słyszę, że Zenek to szmaciarz
(to kto na nich głosował) ocenę krytyka.
Nawiązując do rzeczy na gruchę się skłaniam,
wyprowadzam z barku jak mnie ojciec nauczył,
idę masą, przybieram (slow motion poproszę) -
że aż tak grucha jebła? Prawda, ojciec mówił,
iż łeb z płucami mógłbym (a on znał się trochę)
chociaż ręce mam drobne, jak nic by szkielety
maleńkie dopieszczać a muszkom z farby błonki.
Automat się namyśla, i – Nieźle! - swój werdykt
ogłasza Grażyna. Ja w głowie komiksowy
obraz mam łba z płucami.
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.