Stanisław Kwiatkowski
epicykl
ojcowskie kołacze
wierzył wyłącznie w socjalistyczną iluzję
po dzienniku telewizyjnym szedł spać
i ty się kładź jutro wstajemy raniutko
pomożesz mi sadzić dęby w gniazdach
po korniku przy drodze jagiellońskiej
nigdy nie obejrzał z nami żadnego filmu
książki też nie trzymał w ręku ani gazety
wydawały się zbędną ekstrawagancją
siadaj iwona księżniczka burgunda będzie
śmiesznie matka popierdywała na wersalce
podczas ślubu witolda z bożym palcem
wiłem się jak tłusty pędrak w piżamce
w misie moczyła odciski i darła pumeksem
do bólu nie cierpiałem jego ględzenia
burgunda to mogą sobie siorbać burżuje
prawdziwe chłopy z krwi i kości piją spirytus
i zakąszają przy ognisku słoniną z cebulą
interesowała go wyłącznie praca i ciułanie
drobnych monet zgromadził grube miliony
dla mnie też odkładał przecież harowałem
z zer zgromadzonych na książeczce łaskawie
państwo wypłaciło premię gwarancyjną
wystarczyła na dwa metry w trzech pokojach
spełnione marzenie
telefon od matki zwiastuje nieszczęście
ostatnio córka znajomej wpadła pod busa
na motorze nie wyrobiła się na zakręcie
w rowie znaleziono nogę pod autem rękę
chwilę
wcześniej fiknęła koziołka irena
z mężem i synem
który utopił się w rzygach
wszyscy po kolei w jednym roku zniknęli
za ośrodkiem zdrowia w czarnej wieży
tym razem zaskoczony byłem kompletnie
pamiętasz co ojciec powiedział na święta
chciałby polecieć samolotem dokądkolwiek
przez całe życie myślałam że nie miał marzeń
po familiadzie spełniła się jego wydumka
wyobraź sobie świeżo skoszone podwórko
a na nim piękny żółto-czerwony śmigłowiec
wylądował pół godziny po moim telefonie
w asyście strażaków i dwóch policjantów
odleciał z udarem do szpitala na żurawią
w końcu zobaczył swój ukochany las z góry
a raczej to co z niego zostało po gradacji
te wszystkie suche świerki które pielęgnował
nikt ciebie nie wpuści na oddział z covid-19
zapomnij o ręcznikach i majtkach na zmianę
i nie panikuj już z tym garniturem przyciasnym
jest dobrze i już to wszystko
ojciec umiera w szpitalu powoli
respirator za niego oddycha
z gracją zapewne byłoby lepiej
jakby położył się już do grobu
na białowieskim cmentarzyku
wśród prawosławnych i katolików
pod rozłożystym jesionem
doprawdy nie wiem po co piszę
jak w boga szczerze nie wierzę
postradałbym zmysły gdyby
ktoś udowodnił jego istnienie
byłbym marionetką w jego rękach
na szczęście leży poza zasięgiem
łatwiej pogodzić się ze wszystkim
gdybym miał wiarę abrahama
nie drgnęłaby mi powieka
tkwi w niej coś nieludzkiego
nigdy nie słyszałem by płakał
kiedy ostatni raz to robiłem
zaprawdę nie pamiętam chyba
gdy klęczałem przed anetą
cały czas sobie wyobrażałem
jak to będzie raz gorzej raz lepiej
bo przecież wiedziałem że będzie
wcześniej czy później i teraz
zaczynam rozumieć co czułaś
gdy pisałaś o swoich rodzicach
za każdym razem trochę inaczej
życie po życiu
mózg bronka przestał działać
jedynie serce wciąż pracuje
jakby nadal żyło w puszczy
wśród saren jeleni i dzików
z tymi wszystkimi rurkami
nie ma najmniejszych szans
aż do ostatniego piknięcia
golić będą go pielęgniarki
podobno ładnie wygląda
jest spokojny i wyluzowany
w sobotę miał dużą gorączkę
obłożony lodem w workach
leżał jak szampan w wiaderku
rocznik trzydziesty piąty
podobno smakuje wybornie
ze świeżymi truskawkami
nigdy nie obudzi się w domu
to koniec synu mam prośbę
idź do kościoła wieczorem
pomódl się i wyspowiadaj
dobrze jak się czujesz mamo
wczoraj zrobiłam porzeczki
kilka słoików z agrestem
weźmiesz sobie po pogrzebie
nie zdążyłem
dostałem od ojca piłkę w prezencie
gdy zobaczył działkę pod czarnolasem
zarośniętą starymi drzewami i rdestem
zestaw śrubokrętów jeden kluczyk
kilka zastruganych patyków z wiązu
do czyszczenia zagłębień i rowków
dwa pędzelki i parę innych bzdetów
przy okazji wyraził się całkiem zwięźle
z przyrodą nigdy nie wygrasz dbaj o nią
gdy mam problem wyjmuję narzędzia
owinięte pieczołowicie w szmatkę
zaolejoną z każdej strony przetartą
dziś kupiłem nową prowadnicę i łańcuch
stary wyciągnął się do granic wytrzymałości
nie ma najmniejszych szans na regulację
miałem się z nim spotkać po raz ostatni
nie wiem co bym powiedział z pewnością
jego piłka jest mi wciąż bardzo potrzebna
alter ego
po przyjeździe zawsze skręcałem
z korytarza prosto do jego pokoju
standardowo pytał o podróż
jechaliśmy pięć godzin w upale
na drodze od cudu kombajnów
masa traktorów ciągnęła zboże
żniwa w pełni chodź do kuchni
przywiozłem ekstra preparat
z pierwszego tłoczenia bimberek
zostaw już tę laskę w łóżku rusz się
napijemy się po maluchu no dalej
jazda on postawi ciebie na nogi
w klimatyzowanej sali pożegnań
przyglądałem się pożółkłej twarzy
bez emocji kobiety klepały różaniec
modlitwy wywoływały złudzenia
nieraz ojcu brzuch się poruszał
jakby normalnie oddychał a nieraz
na tabliczce przybitej do krzyża
widziałem swoje imię zamiast jego
nie drgnęła mi ani jedna rzęsa
w stawie tylko łupnęło gdy wstawałem
z klęczek wśród wstążek i kwiatów
w sosnowej trumnie zobaczyłem siebie
schudłem ostatnio
na skraju cmentarza spoczął bronek
z cudownym widokiem na stadion
między starą lipą a wielkim klonem
trochę kiepskie miejsce wybrałam
nie będzie wśród ludzi się kręcić
pod płotem z gracką całymi dniami
z każdym na ulicy musiał pogadać
zawzięcie tępił mlecze wśród trawy
całe dywany stokrotek znikały
w garażu robił miotełki do bani
z brzozowych gałązek i wierzby
ciężko go było ściągnąć na obiad
w czarnym foliowym worku
przywiozłem parę rzeczy po nim
będę w nich chodził garnitur niezły
spodnie trzeba odrobinę zwęzić
trzy paski skórzane w razie czego
przydadzą się gdy dobiję do setki
bez problemu udźwigną mój ciężar
z zapasem jak dziadka stanisława
na końcu podwórka w warsztacie
nie mam zamiaru gnić za życia
zgodnie z obietnicą wziąłem ogórki
kiszone i maszynkę do golenia z łazienki
termiczne skrajności
u ciebie upał
zapewne niesamowity
kostką lodu
jeżdżę po twoich plecach
czujesz jak się
rozpuszcza powoli
jak strużka
chłodu dociera do majtek
i dalej jeszcze
spływa po nogach czujesz
w jakim ty
piekle pracujesz chryste
wypisuję się ze
śmiertelnego tematu
nie sądzę by we
śnie szukał kontaktu
umieściłem go w
wierszach na zawsze
będzie mu
dobrze po co miałby się tułać
samotnie wśród
nocy głowę zawracać
ludziom i tak
ciężko jest się wygrzebać
na powierzchni
toczą się inne sprawy
swoje już
zrobił w czynie społecznym
łącznie z
peronem i stacją kolejową
chodnikowe
płyty dawno rozkradziono
a carski
budynek trafił do skansenu
podobnie jak on
pod warstwę ziemi
wciąż sobie
wyobrażam jak tam leży
po ciemku z
obrazem zmartwychwstałego
w nowych butach
i garniturze z wełny
a ty znów po
rozżarzonej hali biegasz
bosze zasłoń
słońce chociaż na chwilę
pozwól mi o tym
wszystkim zapomnieć
hau hau miał miał
za dużo myślę o
ojcu na jawie
ze śmiercią
pomału się oswajam
coraz bardziej
przylega do ciała
dotyka maca
czasami w piersi dusi
jak kurczaka w
brytfance z ziołami
jestem jej
fanem a niekiedy się boję
bólu cierpienia
choroby nie zniosę
nie mam zamiaru
się męczyć o nie
zawisnę kiedyś
na belce lub słupie
prąd przestanie
płynąć i koniec
po co dorabiać
do tego ideologię
gdy twój kot
umiera idzie do nieba
mój pikuś leży
pod żywopłotem
sam go zakopałem z miską i smyczą
co do reszty
należałoby wierzyć
we mnie jest
tyle wiary normalnie
co siarki na
wilgotnej główce zapałki
wieczności z
niej nie wykrzeszesz
za chiny ludowe
nawet najstarsze
wszystko co
żyje będzie zawsze
obracać się jak
dziecięcy wiatraczek
Ilość odsłon: 828
Komentarze
Stanisław Kwiatkowski
sierpień 19, 2020 10:37
Joanna, chyba wyraźnie zatytułowałem cykl. Nie? No to, za moment wkleję epicki prequel do tego co opublikowałem wczoraj, tyle tylko, że napisany wcześniej :)
Być może część z Was czytała fragmenty „Antyramy” na innym portalu, ale to nic. Porządek jakiś musi być :)
Joanna-d-m
sierpień 18, 2020 22:25
Przeczytałam wszystko i wcale a wcale nie żałuję, ale
dałabym do "prozaiczne" bo "w poezji" się zmarnuje.
Pozdrawiam
Leszek.J
sierpień 18, 2020 18:34
Włącz edycję, pozostaw jeden kasując pozostałe, zdążysz je opublikować pojedynczo.
Taka moja rada
Konto usunięte
sierpień 18, 2020 18:08
podziel na mniejsze kawałki, po co odkrywasz wszystko naraz?
Mithril
sierpień 18, 2020 17:16
...hurtowa paplanina
Stanisław Kwiatkowski
sierpień 18, 2020 15:57
Zapomniałem o jeszcze jednym, napisanym odrobinę wcześniej. Wierszy będzie więc dziesięć w kolekcji. A „dziesiątka”, jak wiadomo, przez Pitagorejczyków była uważana za świętą, czy się to komuś podoba, czy nie :)
gówniany problem
matka przeciera ojca codziennie
jak drogocenną chińską wazę
rano wieczór we dnie w nocy
twierdzi że nie może się wysrać
bronek nigdy nie był humanistą
w ścisłym tego słowa znaczeniu
nie interesowały go wielkie idee
ani sens życia wg monty pythona
posługiwał się raczej umysłem
w sposób całkiem precyzyjny
określał priorytety zdecydowanie
zafascynowany kapitałem marksa
w wydaniu czysto proletariackim
dorobił się małego i dużego fiata
w wieku średnim sprzedał oba
a na starość zupełnie sfiksował
teraz palcem grzebie w dupie
jakby gorączkowo czegoś szukał
jakby żonie mówił na odchodne
że jego egzystencja była gówniana
Stanisław Kwiatkowski
sierpień 18, 2020 15:38
Wywaliłem za jednym zamachem, żeby sobie z lekka ulżyć, ale nie miałem pojęcia, że będzie to dla Was aż tak męczące. Co za cieniasy :)
Obiecuję, że już nie będę :)
Dziwna
sierpień 18, 2020 15:32
no właśnie:)
x l a x
sierpień 18, 2020 15:28
Nie wywalaj całej twórczości na raz - to nie hurtownia. Chcesz wszystkich zanudzić śmiertelnie tym pamiętnikiem?