Mister D.
Długi spacer? Może totem?
Wał nas prowadzi pomiędzy ścianami
cicho stojących drzew, spomiędzy patrzy,
śledzi nas wszystko co ma tutaj oczy
i uszy, a jest tego trochę, w chłodnym
cieniu się kryje, w jadowitym zielsku,
które swój język podmokły od wieków
trzyma dla nas za zębami jak w kleszczach,
których tu nie brak, i nam się nie zwierza -
- tu podejrzani jesteśmy o kradzież
jabłek z ogrodu. Pies uszami strzyże
i węszy czujnie bez smyczy, ja pleśnie
czuję i cienie. W powietrzu puch mięknie,
przesiąka światłem z rozety, która nam
bije do oczu, a pod nią, w dali, dwa
punkciki – jeden jaskrawo czerwony -
zeszły z rowerów i stoją. Od szosy
szum słyszę z prawej, od lewej mam wiedzę
o rzece. Poza tym cicho w katedrze,
w strzelistych ścianach - gdy nagle pociemniał
ociężały cień na skrzydłach i przerwał
w powietrzu jakby się rozmyślił drogi,
zawrócił żeby rybom być surowy -
(to, jak się później wyjaśniło, bielik,
taki żebym psa do smyczy przyczepił).
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.