Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Więc to tak. Przed zarazą byłam arką, ale wpłynęłam na bagna (na szczęście to jeszcze nie dół). Człowiek połamał deski, podarł żagle, choć one już od dawna ledwo się trzymały. Zaczepiły bowiem o gałęzie, na których siedziały wrony. Nie umiałam krakać, tak jak one.
Przyszedł rybak i zabrał parę desek. Chciał zrobić kołyskę dla swojego dziecka. Później dziecko tylko płakało, może słyszało szum morza podczas sztormu, a może słyszało jeszcze więcej, nie wiem.
Gdy dziecko podrosło, a była to dziewczynka, wkładała lalki do kołyski. Jej mama z czasem zażądała rozwodu. 

Jeszcze słyszę ten szum fal, gdzie jako arka płynęłam raz w górę raz w dół. Po bagnie pojawił się człowiek w rękawicach i masce, bezsilny. W tej bezsilności pozbierał moje rozsypane deski, resztę. Rozpalił ognisko.
Tamta dziewczynka od kołyski z lalkami powraca w snach. Wiem, że ma wszystko podane na tacy, zapewniony dobry start. Jej mama nie pozwala na kontakty z tatą. 

Kwiecień 04, 2020 11:36

Po arce została kołyska. Może ukołyszę swoje lęki i ból. O! Albo poszukam tamtego rybaka. Odnajdziemy się w milczeniu, bo między słowami jest podobno walka o ciszę.
Nie wiem czemu taka jestem, jaka jestem. Czasem podaję ludziom dłoń, wyciągam z największych dołów. Gdy są na powierzchni, odwracają się. Nie chcą znać. Ale cieszy fakt, że wlałam w ich życie kilka kropli światła. Dobry kolega Marek powiedział:

Jesteś jak Vivien Leigh z „Tramwaju zwanym pożądaniem”, światełkiem w tunelu dla prymitywnych ludzi.

Trochę to pisanie pomaga, a czasem boli. Katharsis musi boleć. Trudno.

Ilość odsłon: 709

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.