ais
felinoterapia
mieszkam w miejscu, gdzie radośnie śpiewają ptaki,
a sąsiedzi posiadają zwierzątka domowe. pieski siedzą na swoich podwórkach przy budach,
albo biegają wokół domu ostrzegając każdego,
żeby sobie poszedł sio w podskokach. a kotki?
te niesione własną ścieżką życia i chęcią eksploracji terenu
wciskają się przez najmniejszą dziurkę w płocie by majestatycznie
obsikać teren nie należący do nich. jebane miauczki.
kiedyś (lata temu) w domu rodziców znalazłam kotka.
nie wiadomo kto i kiedy go podrzucił nie zadawałam
pytań. po prostu był. jak cień mało przystojny, nieświeży,
cichy, nieuciążliwy. nie wzbudzał żadnych emocji.
oprócz nie skrywanej niechęci i obrzydzenia.
po jakimś czasie zachorzałam - gluty, delirium, ból mięśni
i febra. zwyczajne przeziębienie, które trzeba wyleżeć,
wygrzać w ciepłym łóżeczku upijając się malinową herbatką.
coraz bardziej kaszląca i trzęsąca się z zimna pod namową
mamy otuliłam się futrzakiem, który w cichości nie protestował.
zrobiłam to niechętnie. ale nareszcie było mi ciepło. grzał mnie
bardziej od niejednego chłopa w listopadowe noce.
dumnie paradowałam po ulicach metropolii z futrzakiem.
chodziłam z nim do pracy, do sklepu, do autobusu, nawet
zabrałam go na randkę (ciągle byłam przeziębiona) i wtedy
stało się nieszczęście. tamtego dnia kotek przepadł.
po latach tak sobie myślę dziwnie znaleźć cichego, nieuciążliwego
jednak mało przystojnego i nieświeżego, kotka na chodniku.
Ilość odsłon: 832
Komentarze
ais
listopad 25, 2020 17:45
Leszek.J,
Dziękuję za pochylenie się nad WIERSZEM i komentarz :]
hahaha
Pozdrawiam ;)
Leszek.J
listopad 18, 2020 19:08
Widocznie felinoterapia była mało skuteczna albo wcale.
Opowiadanko dość oryginalne