Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Ciekawskie słoneczko zaglądało do salonu inżynierostwa Andrusiewiczów przez grube,  płócienne story, zasunięte z uwagi na migrenowe stany inżynierowej. Jego złocisty promień przecinał pokój na dwie równe części, zatrzymując się na stoliku kawowym, na którym inżynierowa, Maria Teresa Andrusiewicz z domu Staszewska układała pasjansa. Jej mąż, inżynier Teodor Andrusiewicz, wielki budowniczy i działacz społeczny, szanowany obywatel, radca miejski i członek magistratu, przechadzał się wzdłuż tej świetlistej granicy z rozłożonymi rękoma jak linoskoczek i rozmyślał o sprawach  niezwykłej wagi. 

- Na litość boską, Teodorciu, skończ już te akrobacje, bo nijak nie idzie się skupić! - jęknęła inżynierowa, nie odrywając wzroku od kart.

- Ależ Duszko, nie gorączkuj się tak! Wszystko się w końcu ułoży - powiedział uspokajająco inżynier, po czym dał susa na pikowany szezlong, zrzucając w locie laczki, z których jeden wylądował na stoliku, tuż przed nosem inżynierowej. 

             Tego już było za wiele. Inżynierowa chwyciła skórzanego laczka i rzuciła się z nim na małżonka, celem przetrzepania mu bonżurki gdzieś w okolicach kości ogonowej. W tym momencie rozwarły się z hukiem oba skrzydła drzwi do bawialni i stanęła w nich córeczka inżynierostwa, Anulka Andrusiewiczówna. Dziewczę o anielskiej wprost urodzie, wzorowa uczennica szóstej klasy szkoły żeńskiej i oczko w głowie Teodora Andrusiewicza.

 - Papciu, Mamciu, przestańcie!  - Wrzasnęła Anulka i tupnęła bosą nóżką. Następnie podbiegła do kredensu, wzięła pierwszą z brzegu karafkę i wylała całą zawartość na rozpalone głowy kotłujących się na szezlongu rodziców.

- Anulka, do jasnej Anielki,  pax hominibus bonae voluntatis! - rozkazała matka.

- Burbon - dodał ojciec, głośno przy tym mlaskając.

            Kiedy w drzwiach pojawiła się służąca Aldona, rodzina Andrusiewiczów znieruchomiała zawstydzona, jak dzieci złapane na kradzieży marcepanowych kartofelków z domowej spiżarki.

Ilość odsłon: 523

Komentarze

styczeń 11, 2021 17:17

Jestem na świeżo po "Królu" Sz. Twardocha. Najpierw dorwałem książkę, a wczoraj przebrnąłem przez serial. Fikcja bardzo zgrabnie osadzona w kontekście historycznym, książka i film ciekawie i całkiem poprawne, ale czegoś mi w tym wszystkim zabrakło. W dzieciństwie naoogladałem się filmów z cyklu "W starym kinie" (głównie komedii), ale tamten charakterystyczny sposób bycia, mówienia, relacjie damsko-męskie, intrygi, maniery. Wiem, że to są jakieś pierdółko-detale, ale ja lubię, kiedy jest odpowiedni nastrój :)

styczeń 11, 2021 13:36

Tekst zapachniał mi lawendą i piżmem, dobra szkoła pisarska.
Pozdrawiam

styczeń 10, 2021 08:50

Bardzo mnie to cieszy!

styczeń 09, 2021 22:27

Kiedyś inżynier to był KTOŚ - na drzwiach wejściowych do domu plakietka (tu mieszka) inż. Jan Kowalski, nawet na tabliczkach mogilnych (w głowicach, tu spoczywa) śp. inż. Jan Kowalski.
Pani inżynierowa też miała swój status w społeczeństwie.
A w domu... dom, to azyl dla każdego nawet z odległych nam czasów,
Podoba mi się takie pisanie

Pozdrawiam

styczeń 09, 2021 19:51

Mam, dzięki!

styczeń 09, 2021 17:13

Ten tekst to jak wehikuł czasu - na chwilę mnie przeniosło ;-)
PS. Lyteruffka w nazwisku.