prometeusz
widzieć
byłaś chwilą uchwyconą z rzeczywistości
zbyt wiele szczęścia mogłoby okazać się za dużo
nie dla nas lecz dla trwania ziemskich potworów
czekałem aż powiesz dzień dobry lub do widzenia
muszę odejść we śnie nie płacz i ciesz się
mój ból ustał kiedy cię urodziłam wychowałam
Nie pamiętam dnia narodzin
jestem dorosły i zmartwiony
chodzę po omacku w mieście istnych niespodzianek
ciepłymi dłońmi rozgrzewam zmurszałe kominy
roznieca się pierwszy dym
jestem kawałkiem rozłupanego chodnika
oczekiwałem na znak w którym cię odprowadzam
znakiem był odprysk
na przedniej szybie mojego wehikułu czasu
jadąc po asfalcie w śniegu po kolana
skąd kamień z samochodu jadącego z naprzeciwka
zbyt późno odczytałem zdarzenie zrozumienia
powiało smutkiem
osamotniony wśród wiosennych kwiatów
w otoczeniu dziecięcych przygód
brakuje mi słów pożegnania
dlatego przybrałem postać zroszonej paproci
rozproszony w zaciemnionym miejscu
jestem w pobliżu
Komentarze
Leszek.J
kwiecień 04, 2021 15:53
To dość czuły wiersz, jeden z niewielu Twoich
Pozdrawiam świątecznie