Zdzisław Brałkowski
Kat i drużyna w odwiedzinach, cz.1/3
(Wielkimi krokami zbliża się olimpiada w Tokio, a tam mamy dużą szansę na zdobycie medalu w piłce siatkowej mężczyzn. Byłby to drugi medal, po złotym przywiezionym z olimpiady w Montrealu w 1976.
Z tej okazji i w oczekiwaniu na wielkie emocje sportowe wstawię fragmenty jednego z moich opowiadań, o pewnym zdarzeniu z 1975. Do mego miasta zawitała polska drużyna trenera Huberta Wagnera "Kata", już po zdobyciu mistrzostwa świata w 1974 w Meksyku, a przed zdobyciem złota w Montrealu... )
(...)
Praca pracą, natomiast zamiłowanie zamiłowaniem. Firmę zmieniłem, ale dalej uprawiałem siatkówkę. Klub nie miał jeszcze własnej hali sportowej, więc korzystaliśmy czasem z wielkiej sali gimnastycznej w jednostce wojskowej „lotników”. Nie tylko my – w okresie zimowym również lekkoatleci z klubu „Olimpia”, z najbardziej znanym Bronkiem Malinowskim, wtedy już dwukrotnym złotym medalistą mistrzostw Europy, przyszłym wicemistrzem olimpijskim w Montrealu oraz mistrzem olimpijskim w Moskwie.
Ta sala gimnastyczna była naprawdę wielka. Do tego kusiła nowiutkim parkietem, równo położonym i pięknie wylakierowanym. Pod tym względem odstawała na duży plus od innych obiektów sportowych, w których podłogi często przypominały pole najeżone minami-niespodziankami w postaci wystających lub ruchomych klepek.
Wiosną siedemdziesiątego piątego roku, po jednym z treningów, trener Martko zatrzymał nas na chwilę.
– Chłopcy, dostałem świetną wiadomość od prezesa klubu. Odbędzie się u nas jeden z międzynarodowych turniejów przedolimpijskich. Wiecie, co to znaczy? Zobaczymy trenera „Kata”, zobaczymy go w akcji, na żywo, i naszych mistrzów świata.
– O kurde, trener rymuje – wyrwało mi się. – Trenerze, ale w Grudziądzu nie ma prawdziwej hali sportowej. W Toruniu też nie. To do Bydgoszczy pojedziemy oglądać?
– Tu. – Martko uśmiechnął się i wskazał palcem na podłogę. – Tu, u nas.
Lekko mnie zatkało. Spojrzałem po kolegach. Chyba mieli podobne odczucia. Na nasze treningi i mecze ligowe sala wystarczała w zupełności, była dużo lepsza niż te, w których graliśmy na wyjazdach. Ale na turniej międzynarodowy, w którym miało wziąć udział kilka najlepszych drużyn na świecie, z naszymi mistrzami na czele? I trener reprezentacji, Hubert Wagner, popularnie zwany „Katem”, na to się zgodził? Przecież nasza hala była zwykłą salą sportową. Co prawda ogromną, ale nawet nie miała trybun. Kibice przychodzili i siadali pod ścianami na zwykłych ławkach, takich jak w szkolnych salach gimnastycznych.
Popatrzyłem po ścianach naszej szatni, rzuciłem wzrokiem przez otwarte drzwi do sąsiedniego pomieszczenia z natryskami. „Tu mają się przebierać i kąpać słynni siatkarze?!” – nie mogłem w to uwierzyć.
– Tuu?! – Kilku z kolegów uprzedziło mnie w wyrażeniu swojego zaskoczenia.
– Tutaj, tutaj. – Martko pokiwał głową. – Nie wiem, jak i kto to załatwił, ale prezes powiedział mi, że to na sto procent. Podobno wojsko to załatwiało na szczeblu ministerstw. A jednostka i my skorzystamy, bo w try miga wyremontują i poprawią sanitariaty i co będzie trzeba. Wiecie, jak to jest. Jak trzeba, to w miesiąc zrobią, co się robi pół roku.
To akurat wiedzieliśmy. Czyny społeczne i oddawanie w rekordowym tempie wielkich budów na święta państwowe były nieodłącznym czynnikiem życia publicznego w naszej ojczyźnie.
„Ale będzie co oglądać. Na żywo!” – pomyślałem podekscytowany i nie mogłem się już doczekać tego wydarzenia.
Przez następne tygodnie obserwowaliśmy, jak sala sportowa nabierała blasku. Najważniejsza jej część, czyli podłoga, była już wcześniej gotowa, ale ściany straciły liszaje, malarze zerwali starą farbę i położyli nową – od razu pojaśniało całe wnętrze. Już po dwóch tygodniach szatnie i prysznice wyglądały jak w folderach reklamowych, i to nie tylko na lśniących zdjęciach albumu, mających przyciągnąć klientów, ale i w rzeczywistości. Teraz, po treningach, czuliśmy się nie jak zwykłe szaraczki, półamatorzy podbijający rękoma piłkę w lokalnym klubie siatkarskim, ale jak prawdziwi zawodowi sportowcy, korzystający z luksusów im tylko dostępnych.
***
cdn.
Komentarze
Zdzisław Brałkowski
lipiec 12, 2021 10:53
Leszku, dobrze kombinujesz... ;)
Leszek.J
lipiec 11, 2021 16:05
Spodziewałem się jakiegoś "smaczku" ale może będzie w następnych częściach?