Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Byłem trzy lata w piekle i cztery lata u Boga. Jedenastego dnia lutego, roku siódmego od momentu, gdy ostatni raz czułem zapach trawy zostałem wezwany przed oblicze Pana.

Czarny Anioł stojący po jego prawicy powiedział mi, że zdarzył się błąd. Nie rozumiałem. Patrzyłem nań zdezorientowany i z każdym jego słowem moje źrenice rozszerzały się coraz bardziej. Gdzieś w Stanach istniał inny Szalony. Lat trzydzieści osiem. Chory na stwardnienie rozsiane. Siedem lat temu, na łożu śmierci oddano mu moje życie. Moje życie. System się zawiesił.

Patrzyli na mnie, jakby czekali co powiem, a moje usta, od dawna pozbawione głosu uparcie milczały. Sklepienie nad nami zrobiło się atramentowe, usłyszałem szelest. Koścista śmierć wysunęła się zza tronu Pana, zbliżyła do do mnie na odległość czterdziestu centymetrów. Wyciągnęła dłoń pozbawioną mięśni, ścięgien i skóry. Jej długie paliczki zacisnęły się na moim prawnym ramieniu. Nie powiedziała nic. Kaptur przysłaniał jej twarz. Nie widziałem oczu. Czy śmierć ma oczy?

- Ona chce Cię przeprosić - powiedział Czarny Anioł.

- Nie chcę przeprosin. Chcę wrócić.

Mój głos, mimo że schrypięty i słaby rozniósł się echem po olbrzymiej sali.

- Więc wrócisz Szalony. Wrócisz. Musisz tylko przyjąć jeden z naszych darów. Każdy, kto wraca zabiera stąd jeden dar. I musisz wiedzieć coś jeszcze - Czarny Anioł zwiesił głos- Nie możesz tam zejść w postaci ludzkiej.

I tak oto wróciłem na ziemię. Jako postać zawieszona pomiędzy życiem i śmiercią. Na skutek jednego błędu. Ilu nas jest?

Od dwóch miesięcy przemieszam się po piaskach, trawie i skałach. Najczęściej pod płaszczem zmierzchu i nocy. Poruszam się szybko i bezszelestnie. Moja nieziemska postać nie odczuwa głodu, zimna ani zmęczenia.

Zapytacie mnie dokąd idę? Na północ. Czarny Anioł powiedział mi, że to tam jest mistyczne Tentrum. Miejsce, gdzie egzystują tacy jak ja. Tam przeczekam zimę. Skoro wyrzekłem się nieba i ogrodów oliwnych pozostanę na Ziemi już na zawsze. Sam nie jestem tu bezpieczny. Istnieją pożeracze. Istoty o czterech nogach, z których każda posiada siedem palców zakończonych długimi szponami. Ich paszcze przypominają gwiazdonosy. Są jak głodne hieny. Polują stadami. Szczególnie gdy panuje chłód.

W dniu trzecim, gdy nie potrafiłem jeszcze biegać dopadł mnie jeden. Samotny i ranny - reszta wyrzuciła go ze śmiercionośnej watahy. Mimo to nadal był groźny. Jego szpony szarpały powietrze nad moją głową. Pierwszy raz wtedy wykorzystałem dar od Czarnego Anioła.

Kiedy wezwali mnie do kryształowej sali pełnej drewnianych kielichów byłem wściekły. Skoro nie mogę wrócić jako człowiek, to kim będę? Larwą, chrząszczem, jemiołą? Jedno wiedziałem – nie zostanę tu. Odnajdę tamtego Szalonego domagając się zadośćuczynienia. Nie wierzyłem w błąd. Bez zastanowienia chwyciłem za pierwszy kielich i wlałem jego zawartość do ust. Była cierpka i gęsta. Zacząłem się dusić, A Czarny Anioł śmiał się. Czy ktoś widział kiedyś śmiejące się anioły?

Zanim pozwolono mi krętymi schodami zejść do czyśćca, skąd miałem zostać zrzucony do żywych musiałem przejść przez siedem sali. Każda z nich miała nauczyć mnie panowania nad swoją cielesną powłoką i władania darem. Dostałem parę lnianych spodni i koszulę w odcieniu złota.

W dniu pierwszym po wypiciu goryczy Czarny Anioł poprowadził mnie wąskim korytarzem do sali numer jeden. Sali szklących luster.

- Będziesz tu mieszkał trzy dni i trzy noce podczas których Twoja fizyczna postać zleje się z Twoją duchową. Odtąd, aż do przeistoczenia w dwusetnej pełni księżyca będziecie tworzyć jedność.

Wtedy też zobaczyłem się po raz pierwszy. Nie wyglądałem ludzko. Moje uszy były małe i spiczaste, oczy zaś duże, wyłupiaste i białe jak mleko. Pozbawione źrenic. Miałem czarne usta i czarny język. Po dwa rzędy ostrych jak brzytwa zębów u góry i na dole mocno zarysowanej szczęki. Nie miałem brwi, rzęs, byłem łysy, a skóra w metalicznym odcieniu lekko się szkliła. Można rzec, że w moim obliczu ludzkie pozostały tylko dwie, równe przegrody nosa.

Wybrałem drewniany puchar, który uczynił mnie dentronem. Potworem, którego największą siłą były promienie słońca i blask księżyca. Potworem, który podczas zaćmienia staje się bezbronny jak baranek prowadzony na rzeź. I panicznie, najbardziej panicznie na świecie bałem się wody.

Ilość odsłon: 336

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.