Atylda
Idziemy?
- To ja pójdę z Panem! - Krzyknęła mała dziewczynka i złapała starszego pana mocno za rękę. Uśmiechając się przy tym pogodnie i ufnie. Jakby znała go od zawsze.
Dziadek spojrzał na nią z ukosa, podrapał się po siwej głowie i po chwili namysłu odrzekł:
- Nie możesz iść ze mną.
- Ale ja chcę. Kawałek tylko, w kierunku tamtej bramy.
Wskazała drobnym paluszkiem na wschód.
- A Twoja mama i Twój tata? - dopytywał dziadek, próbując przy tym niezgrabnie wysunąć swoją dłoń z niechcianego uścisku.
- Oni zawsze mi powtarzali, że starszym trzeba pomagać. Pan bardzo mocno utyka, a ja mam dwie, zdrowe nogi.
Jakby na potwierdzenie tych słów dziewczynka podniosła do góry najpierw lewą nóżkę, później prawą. Obie przyodziane
w różowe klapeczki.
- Dobrze, ale tylko do bramy i później wracasz. Dziadek wyciągnął palec i pogroził nim w powietrzu. Twarz dziecka natychmiast pojaśniała.
Szli dobry kawałek, poruszając się wolno, ze względu na zaawansowany artretyzm dziadka. Dziewczynka nuciła jakąś piosenkę, a starszy pan milczał. Widząc jego zatroskaną twarz przerwała śpiewanie.
- Czy mogę Pana o coś zapytać?
- Pytaj, odpowiem o ile będę pamiętał.- Zaśmiał się.
- Ile Pan ma lat?
- Osiemdziesiąt dwa kruszynko, a Ty?
- Osiem i trzy miesiące.
- Takie małe dzieci nie powinny same chodzić po ulicach.
- Dlatego nie idę sama. Mam pana. Popatrzyła na niego dużymi, błękitnymi oczami i uśmiechnęła się łagodnie.
- Ale wrócić będziesz musiała sama.- Dziadek obejrzał się za siebie, ale rozwinięta demencja sprawiła, że zapomniał już skąd szli. - Nie powinien był się godzić! Stary dureń!
- Niech się Pan nie martwi, tu nie ma przecież nikogo, kto mógłby mnie skrzywdzić. Jest zupełnie pusto.
Starszy pan zatrzymał się, rozejrzał w prawo i w lewo. Dziwne, pomyślał, żeby ulice o tej godzinie świeciły pustkami. Popatrzył na stary zegarek na lewym nadgarstku. Była trzynasta. Pora obiadowa. Przystanął, spojrzał jeszcze raz na drobną dziewczynkę obok siebie i zrozumiał.
Do bramy doszli w milczeniu. Dziewczynka kurczowo trzymała się jego ręki, a on rozmyślał.
- Tu musimy się rozstać. Tam czeka na mnie Alusia i stary, włochaty grzbiet. Ty musisz wracać. Na Ciebie czekają mama i tata. Postąpiłem nierozsądnie zabierając Cię ze sobą.
- Ależ pan mnie nie zabrał. - Zaprzeczyło dziecko.- Ja chciałam iść sama. Bo ja....wie pan....stałam na tym poboczu już dłuższą chwilę i nikt nie chciał mnie wziąć ze sobą.
A sam pan powiedział, że małe dzieci nie powinny same chodzić ulicami.
W tym momencie brama zaskrzypiała i otwarła się na oścież. Dziewczynka pogładziła przerzedzone włosy, otarła jedną łzę z bladej twarzy i powiedziała.
- Idziemy? Mama mówiła, że tam jest fajnie.
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.