Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

(fragment wspomnień z książki "Cywil w służbie narodu". Czas: połowa lat 80. Miejsce: stacjonarny Oddział Obrony Cywilnej, w którym junacy z poboru odbywali dwuletnią "zaszczytną służbę ku chwale Ojczyzny")

(…)
W kwietniu, w następnym dniu po wypłacie, wszedłem rano do oddziału, zadowolony, że poprzedniego dnia po południu nie było prawie spraw dyscyplinarnych spowodowanych alkoholem. Na parterze, przy dyżurce natknąłem się na Hubera. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego minę.


– Co się stało? – zapytałem, nim się odezwał. Westchnąłem. – Mocno grube?

– Chodź, sam zobaczysz. – Kiwnął zachęcająco ręką. Nie spodobała mi się ta zachęta, ale ruszyłem za nim po schodach. Na drugim piętrze stanąłem jak wryty. Spodziewałem się różnych widoków ale to, co zobaczyłem, było z tych prawie niemożliwych do przewidzenia.

– O, qrwa! – wyrwało mi się mimowolnie, na głos.

Drzwi do pokoju, gdzie mieszkało dwóch podchorążych, były całkowicie rozbite. „Rozbite” to słabo powiedziane, zbyt eufemistyczne. Resztki listew drewnianych i płyty pilśniowej zwisały na zawiasach.

– Co to… – zacząłem i przerwałem. Obok stali nasi podchorążowie. Jeden z nich milcząco wskazał ręką na ich pokój. „Do czego mnie zaprasza? Przecież widzę”. Wszedłem jednak przez rozbite odrzwia do przedpokoiku z umywalką. „I niech ktoś dalej twierdzi, że niemożliwe jest wejście przez drzwi bez ich wcześniejszego otwarcia. Jednak można przejść i przez zamknięte”. Drugie drzwi, oddzielające pokój mieszkalny od przedpokoiku, także były uszkodzone, ale nie aż tak, jak pierwsze.

– Idziemy na dół, nie będziemy gadać na korytarzu – sucho skwitował Huber. – Chodźcie do komendanta. Deduka weźmiemy później.

„Deduka?! To jemu tak tym razem odbiło?!”.

Usiedliśmy u Suleja wraz podchorążymi. Rupiński też już był.

– Tak ogólnie wiem, co się stało. – Pułkownik przywitał się ze mną. – Byłem kwadrans wcześniej. Opowiedzcie jeszcze raz, tym razem ze szczegółami. Po kolei – zwrócił się do podchorążych.

– Siedzieliśmy u siebie w pokoju, już po apelu wieczornym – rozpoczął Tomek jako pierwszy. – Przed samym capstrzykiem nagle usłyszeliśmy krzyki i hałasy na korytarzu. Wybiegliśmy, a tam Deduk wali taboretem w Kawalerskiego, jakby chciał go na miejscu zabić.

– Jak to, wali w Kawalerskiego? W Krzysia, taboretem?! Żyje?!

– Nie, nie tak. – Podchorąży pokręcił przecząco głową na moje głośne zapytanie.

– Żyje, żyje. Nie uszkodził go. – Sulej uspokajająco dwukrotnie klepnął dłonią w biurko. – Panie podchorąży, niech pan mi nie denerwuje tak kadry. Niektórzy mają kłopoty z ciśnieniem. I tak mamy dość tego wszystkiego. Niech pan mówi dalej.

– Tak. No więc… – Tomek przerwał na chwilę i, jak skarcony sztubak, wciągnął głośno powietrze przez nos. – Deduk uderzał taboretem nie prosto w Kawalerskiego, tylko w stolik. To znaczy Krzysio gnał po korytarzu ze stolikiem na plecach, a Deduk za nim, wrzeszczał i rąbał w ten stolik. Wyglądał strasznie, jak zaczadzony.

– Przecież oni się dobrze kolegowali. – Ponownie się wtrąciłem. – Co im odbiło?

– Nie wiem, obywatelu komendancie. Ale… jak wyskoczyliśmy na korytarz, to Kawalerski znalazł się akurat przy nas, obok schodów. No i wtedy rzucił tym rozwalonym stolikiem w Deduka i wskoczył nam do pokoju. Paweł – wskazał głową na kolegę – wrzasnął na Deduka i ten na chwilę stanął. Ale miał tak dziki wzrok, tak wyglądał że… – zawahał się na chwilę. Spojrzał niepewnie na kolegę. Ten też miał niewyraźną minę.

– No i co dalej? – zapytałem niecierpliwie. – Staliście i pozwoliliście Dedukowi wyżyć się na rozwalaniu drzwi?

Podchorąży jeszcze przez sekundę milczał. Wreszcie się odezwał.

– Nie. To był odruch. Deduk naprawdę strasznie wyglądał. Jak tylko stanął, wbiegłem do pokoju, Paweł za mną i zamknęliśmy drzwi od wewnątrz. Myślałem, że zaraz mu minie. Ale nagle zaczął rąbać w te drzwi, a one przecież ze sklejki. Kilka razy walnął taboretem i już się pojawiła dziura. Wtedy… – Tomek ponownie się zawahał i spojrzał na kolegę. Obaj wyraźnie poczerwienieli na twarzach. Przez chwilę milczał.

– No i co dalej? – Byłem już zbyt zdenerwowany, aby czekać, aż im krew odpłynie z policzków. – Co dalej?

– No i wtedy cofnęliśmy się do pokoju i zatarasowaliśmy drzwi jednym z tapczanów. – Wyraźnie był skonfundowany tamtą chwilą słabości, ucieczką przed junakiem. – A Deduk walnął w te drzwi jeszcze z dwa razy i nagle ucichło. Nie wychodziliśmy, ale usłyszeliśmy jakieś głuche odgłosy. Wtedy odsunęliśmy tapczan i lekko uchyliliśmy drzwi. A tam…

Przerwał i pokręcił głową. Wyglądał, jakby się czemuś dalej dziwił.

– A tam Deduk klęczał i uderzał głową w podłogę, jak gdyby się modlił – dopowiedział Paweł, który do tej pory siedział w milczeniu. – Uderzał i gadał jak w malignie „co mi odbiło, co mi odbiło, co mi odbiło”.

– Walił głową w podłogę?! Tak normalnie, w podłogę? Znaczy, nienormalnie w podłogę? – W głowie nie chciało mi się to mieścić. Wyobraziłem sobie tę scenę…

– Tak, po prostu uderzył kilka razy. Zobaczył nas, jak wyglądamy zza drzwi, podniósł się, coś krzyknął jeszcze „co mi, qrwa odbiło”! Chyba tak, Tomek? – zwrócił się do kolegi.

– Tak, coś takiego – potwierdził podchorąży. – Odwrócił się i wypadł na korytarz. Wyszliśmy za nim, a on zataczał się, trzymał za głowę i tak lazł prosto do swojego pokoju. Wlazł i nagle cisza. To odczekaliśmy i po chwili zaglądnęliśmy do środka, a on już spał. Głowy nie miał rozbitej, chrapał, to go zostawiliśmy. Kazaliśmy tylko tym z pokoju, aby w razie czego nas zawiadomili.

– To wszystko? – Sulej otworzył notatnik i postukał w niego długopisem.

– Chyba wszystko, obywatelu pułkowniku. – Tomek pytająco spojrzał na Pawła, a ten kiwnął potakująco głową. – Aha, po tym jeszcze wyciągnęliśmy z tapczanu Krzysia…

– Z tapczanu? – odruchowo wszedłem mu w słowo.

– Tak – kiwnął głową – bo jak wróciliśmy do siebie, to dopiero zobaczyliśmy, że go nie ma. Krzyknąłem po imieniu, to odezwał się ze skrzyni drugiego tapczanu. Otworzyliśmy, a on w środku i cały się trzęsie. Postawiliśmy go do pionu, aby trochę się uspokoił i kazaliśmy mu iść spać. Też miał mocno wypite, nie było sensu z nim od razu rozmawiać. Ale dalej się trząsł jak galareta i prosił, aby mógł się u nas przespać, nawet na podłodze. Ale gdzie? Zresztą on i Deduk są przecież na innych piętrach, a służba dyżurna na korytarzach. Ale tak jęczał, że wsadziliśmy go do izolatki i zamknęliśmy. Kazaliśmy dyżurnemu pilnować schodów i w razie czego nas budzić.

– Kawalerski schował się do tapczanu? – Ni to zapytał, ni to skomentował Huber. – No to musiał mieć pełne gacie.

Mimo powagi zdarzenia lekko się uśmiechnąłem, pozostali również. (...)
---
cdn.


Ilość odsłon: 243

Komentarze

sierpień 09, 2023 22:11

Tak, Deduk chciał pomóc koledze, zresztą na moje polecenie... na tym dachu to dopiero się działo! ;)

sierpień 09, 2023 12:19

Właśnie przypominam sobie że, Krzyś Kawalerski biegał po dachu a Dyduk był jednym z dwóch którzy próbowali go pochwycić.
Pozdrawiam

sierpień 08, 2023 22:44

Dobrze pamiętasz, Leszku - to chodzenie (właściwie bieganie) po dachu to też odstawiał Krzyś ;)

sierpień 07, 2023 18:04

No to niezły cyrk tam mieliście, jak nie chodzenie po dachu (chyba to był Krzyś?), to rozwalanie drzwi - fajnie :)