Zdzisław Brałkowski
Prawiczek, cz.2/3
(fragment wspomnień z książki "Cywil w służbie narodu". Czas: połowa lat 80. Miejsce: stacjonarny Oddział Obrony Cywilnej, w którym junacy z poboru odbywali dwuletnią "zaszczytną służbę ku chwale Ojczyzny")
cd.
.
Sulej odłożył długopis i podsumował:
.
– Panowie, jeszcze jakieś pytania do panów podchorążych? Nie ma? To Deduka do mnie.
.
– Kawalerskiego też?
.
– Nie, Mietku. Za kwadrans muszę wyjechać. Weź go w obroty ze Zdzisławem i go ukarzesz po uważaniu. Panie podchorąży – zwrócił się do Tomka – niech szef oddziału go przyprowadzi. To w końcu jego człowiek.
.
Po kilku minutach obaj weszli do gabinetu. Szef wyprężył się i wyrecytował:
.
– Obywatelu pułkowniku, sierżant Kuszmela…
.
– Dobrze, siadajcie, szefie. Nie mamy dzisiaj dużo czasu – przerwał mu niecierpliwie Sulej. Spojrzał spod nastroszonych brwi na junaka. – To, co wczoraj narozrabiałeś, to paragraf. Chcesz coś powiedzieć?
.
Deduk stał wyprostowany w wyjściowym mundurze; widocznie szef przewidująco już rano kazał mu się przebrać. Przysadzista sylwetka junaka ledwie mieściła się w kurtce mundurowej. Twarz miał lekko obrzękłą, ale nic więcej nie wskazywało na wczorajszą rozwalankę. Tylko widoczny nad brwiami duży guz był namacalnym potwierdzeniem słów podchorążych, że w nocy czołowo zderzał się z twardą podłogą w ich pokoju.
.
Po słowach komendanta wyprężył się jeszcze bardziej i zameldował:
.
– Obywatelu komendancie, junak Deduk melduje się na rozkaz! – Przerwał , opuścił głowę i zaraz zaczął mówić dalej, bez pozwolenia, już przygnębionym głosem: – Tak, obywatelu pułkowniku. Nie wiem, co mi wczoraj odbiło. Trochę wypiłem, ale nie tyle, co potrafiłem w cywilu. Nie na tyle, aby nie wiedzieć. Coś mi Krzych powiedział złośliwie, nie pamiętam dokładnie. Coś o mojej Baśce, że ja tu, a ona pewnie gacha sobie przygruchała. No to krew mnie zalała, chwyciłem taboret z korytarza i… i że niech jeszcze słowo, to mu przypierdo… żeby się zamknął i zmykał, pókim dobry. Kumpel, a takie rzeczy o mojej będzie wymyślał. A on, dureń, stolik na plecy i tyłek do mnie wypiął . No i coś tam jeszcze rzucił, że mogę go... To już nie wytrzymałem i walnąłem w ten stolik.
.
Przerwał i przygryzł wargi. Sulej ukradkiem spojrzał na zegarek i ponaglił go:
.
– To wszystko? Gadaj, co było dalej.
.
Deduk otworzył usta, ale przez chwilę stał bez słowa, jakby się zapowietrzył. Zmarszczył czoło i spojrzał w sufit, potem opuścił głowę. Wreszcie odezwał się cicho:
.
– Reszty nie pamiętam, obywatelu komendancie. Nic a nic. Czarna plama. Tyle co rano widziałem drzwi do pokoju panów podchorążych. No i co szef mi powiedział.
.
Zamilkł i po sekundzie dopowiedział, już prawie szeptem:
.
– Wiem teraz, narozrabiałem, obywatelu pułkowniku. Ale czemu Krzychu gadał na moją Baśkę?! – Znowu przerwał ,westchnął i dokończył, już prawie normalnym głosem: – Jak obywatel komendant zdecyduje, że mam pod sąd, to pójdę.
.
– Za drzwi i czekać. – Sulej ruchem głowy wskazał mu kierunek. Deduk wykonał w tył zwrot i wyszedł.
.
– Co mam z nim zrobić? – Pułkownik popatrzył na nas wszystkich, siedzących w gabinecie. – Mogę go oddać prokuratorowi, sąd może mu dać, pewnie z dwa lata. Z czystą kartą do nas nie przyszedł. Szefie – zwrócił się do sierżanta – to wasz człowiek. Co powiecie?
.
Kuszmela przetarł czoło dłonią i nie od razu odpowiedział. Chrząknął, odkaszlnął i odrzekł:
.
– Obywatelu komendancie, no, narozrabiał po pijaku. Ale jeżeli mówi prawdę o tym, co mu nagadał Kawalerski… Czasem ma takie napady, wszyscy wiemy. Ale tak to mi się przydaje, nie zawsze mam pod ręką Szedłowskiego. Zostało kilka miesięcy do końca ich służby.
.
– A inni? Zdzisiek? – Sulej zwrócił się bezpośrednio do mnie.
.
Nie odpowiedziałem od razu, musiałem wpierw przetrawić to, co usłyszałem przed chwilą. „Jaki jest ten Deduk, taki jest, ale chyba mówił prawdę. Kurde, zawsze ten Krzysio musi kogoś sprowokować!” – pomyślałem nerwowo.
.
– Moje zdanie? Deduk wyglądał, że nie kłamie. Nie ma dwóch zdań, rozwalił dwoje drzwi, napadł innego junaka, za co może dostać pakę, ale… wiemy, jak potrafi Kawalerski czasem do szewskiej pasji doprowadzić.
.
– No więc? – Pułkownik niecierpliwie zakręcił młynka dłonią. – Co proponujesz?
.
– Dałbym mu dzień czy dwa na załatwienie nowych drzwi. Jeżeli nie zrobi tego, trudno, zgłoszenie do prokuratury. Jeżeli zrobi… kara dyscyplinarna i sprzątanko przez tydzień czy dwa. Służba dyżurna znowu będzie zadowolona. Niech już dotrwa do końca służby u nas. Jednak… – zawahałem się, ale dopowiedziałem – jest różnica na plus między tym, z jakim garbem do nas przyszedł, a jak się sprawuje.
.
– A coś tak zmiękł? W ubiegłym roku nie byłeś tak dobrotliwy, kiedy wpadłeś do pokoju, a tam Deduk i drugi pijani. – Huber leciutko skrzywił usta. – Stawiał ci się.
.
– Chciał się postawić – kiwnąłem głową – ale wtedy jeszcze byłem świeżutki, próbowali mnie. Ale jak wziąłem tego drugiego pod pachę i przyrąbałem nim w Deduka, to od razu zmiękła mu rura.
.
– Na leżąco każdemu mięknie. – Mimo poważnej sprawy, którą omawialiśmy, Mietek lekko się uśmiechnął. – Ale jak śmiałeś naruszyć nietykalność cielesną junaka? Komendant i takie coś?
.
Na te słowa Hubera nawet Sulej nie wytrzymał; lekko się zakrztusił i zasłonił usta pięścią.
.
– Nie naruszyłem. – Też wolałem obrócić dawne zdarzenie w żart. – Naruszył ten, którego wziąłem pod pachę. Swoją głową.
.
Wszyscy ponownie lekko się zaśmiali.
.
–To naruszyłeś nietykalność nie tylko jednego, ale aż dwóch junaków . – Sulej próbował zachować powagę. – Komendant! Sprawa pod prokuratora.
.
– Zgłaszał ktoś? Nikt. Pomogło? Pomogło. Poszło po oddziale – dokończyłem. – Ale poważniej, później już nie było z nim większych hecy. Optuję więc za zamknięciem sprawy u nas.
---
cdn.
Ilość odsłon: 226
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.