Zdzisław Brałkowski
O zasłużonym w stanie... spoczynku
W kraju nad Wisłą,
rzecz niebywała,
w mig awansował
na generała.
Dzielił i rządził,
kraj swój obronił,
kropidłem w boju
wrogów rozgonił.
Oślepiał blaskiem –
złotym szkaplerzem
ochronił naród
niczym pancerzem.
W przerwach od walki,
by siły wesprzeć,
w pracy pociągał
trunki najlepsze.
Nie krył się wcale
z tą przyjemnością
a nowe miano
nosił z godnością.
Choć nie odsłużył
nawet dekady…
Emeryturka?
Nie od parady!
Potem nad morzem,
by trunek wchodził,
grali mu w nocy
klerycy młodzi.
Daniele nawet
zechciał sam karmić,
więc kawał parku
odciął bezkarnie.
Dobry był pasterz,
podwładnych bronił,
gdy trzeba było,
od kary chronił:
„Jakaż ofiara?
To dziecko kłamie.
Na pewno chciało.
Lubi głaskanie”.
Kiedy zbyt głośno
już się zrobiło –
na wsi sołtysem…
spokojnie, miło.
O kim tu mowa?
O czym zagadka?
Trudna dla wnuczka,
łatwa dla dziadka.
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.