The Meanest Cat
Tam, ale nie z powrotem
Mój czas nadchodzi, powtarzam co wieczór,
czas, w którym dorosnę
miastom do rąk. Przemarznę
pierwszym zdziwieniem
w uliczny gobelin ze świateł i zgrzytów.
Zabiorę na pamiątkę
z listopadowego sadu
opuszczone gniazda, imiona
przemoknięte do ostatniej litery,
do najmizerniejszej gałązki.
Jeszcze jeden dzień, może dwa
i obcy głos wkręci mnie jak śrubkę
w nocną maszynerię; ale dziś
znowu nie sięgam głową rodzinnego stołu
i rozumiem, co chce mi wymerdać resztką czarnego ogona
stary ślepy pies.
Ilość odsłon: 184
Komentarze
Konfacela Borba
kwiecień 11, 2024 21:44
Przypadło mi do gustu zestawienie dwóch czerni, dwóch kosmosów obecnych w wierszu: „nocnej maszynerii” (pierwsza czerń) i „starego ślepego psa” – w domyśle czarnego w całości (druga czerń), chociaż już tylko z „resztką czarnego ogona”.
„Nocna maszyneria” - nocne niebo, jak chłód, śmierć, jak nieubłagany los.
„Stary pies”, wciąż przyjazny, wciąż merdający wyliniałym kikutem, jak ciepło, jak życie.
A w tym wszystkim człowiek-drewno, który przez chwilę poczuł się (znowu) gałązką z drzewa życia.
x l a x
kwiecień 11, 2024 15:32
Text prowadzony konsekwentnie i lotnie. Dwie uwagi: "dorosnę miastom do rąk" - ciężka do przełknięcia fraza, druga sprawa to ten końcowy pies, który wyskakuje jak królik z kapelusza. Pozdrawiam