Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Znali się  już parę ładnych lat. Za mało, by mówić o przyjaźni, za późno, by zapomnieć. Robert był dobrym kolegą. Rozmawiali tylko przez telefon: o literaturze, historii, polityce, religii. Najpierw były krótkie esemesy, ale później długie, niemal codzienne dialogi. Dobrze na nią działał, jakby ją znał całe życie. Zaufała mu. Bardzo zaufała.
Na początku nie ukrywała, że miała ochotę na małe seksualne co nie co. Z jej chorobą, w miarę jeszcze młodym wiekiem, gdzie najmniejsze bodźce przyprawiały o najwspanialsze zmysłowe doznania, nie trudno jej było o zbereźne myśli.
Widziała kiedyś w kinie film :"Niewierna". Na początku znajomości z Robertem, przypomniała sobie o tym filmie. Wyobrażała te wszystkie ekstatyczne momenty, które miały miejsce w "Niewiernej", jakich mogli zaznać tylko kochankowie. Szybko jej to jednak przeszło.
Po prostu lubiła mężczyznę z drugiego końca Polski, po drugiej stronie telefonu.

*


Robert marzył o wydaniu książki poetyckiej. Zresztą ona też pragnęła, by zaistniał nie tylko w świecie wirtualnym jako jeden z wielu innych. Marzyła, żeby życie nie przeciekało mu przez palce. Zależało jej na jego dobru, bo wyczuwała, że jest dobrym, inteligentnym mężczyzną.

- Mogę ci pomóc z redakcją wierszy - powiedziała pewnego dnia.
- Dobra, a potem byś wysłała do różnych wydawnictw. Ostatnio nic mi nie odpisali, gdy wysyłałem. Tobie na pewno odpowiedzą. Jesteś już autorką, poza tym masz doświadczenie - odpowiedział.
Nie wiedziała dokładnie, czy ona zaproponowała to wysyłanie, czy on o tym niechcący napomknął. W sytuacjach stresowych nie była rozgarnięta. Nie jarzyła zbyt szybko. Blokowała się intelektualnie. A propozycja Roberta, nie wiedziała jeszcze, dlaczego, ten stres wywołała i podtrzymywała go.
- Wiesz, Klara tylko adresy wydawnictw mi podała. Nic nie zdziała. Adresy już mam, tylko wyślesz, okej?
Zgodziła się.
Ale po dwóch, może czterech dniach, coś ją zaczęło gryźć. Poczuła wszechogarniający ciężar. Miała wyrzuty sumienia, zastanawiała się, czy słusznie postąpi, wysyłając do różnych wydawnictw w swoim imieniu wiersze kolegi. Obcego człowieka. Miała zupełnie inny styl. Myślała, że postępuje nieuczciwie, nie fair, to nie było wszystko w porządku i takie proste. Potem zaczęła coraz bardziej wierzyć w to, że ma do czynienia z nieczystym zagraniem. Te działania byłyby po prostu nieuczciwe. "No i w jakim świetle stawia mnie ulubiony kolega?" - rozmyślała.
"Czy był dżentelmenem? Czy też pokazał egoizm i rozbujane ego?"
Była już autorką z niemałym stażem. Na koncie kilka książek poetyckich.
A kolega? Zaczęła się zastanawiać poważnie.
"Czy dobry kolega wystawiłby ją na taką próbę? Czy był uczciwy, życzył jej dobra?" Ostatnio, gdy pomagała mu redagować teksty ( nie było tego tak dużo), był bardzo milutki, aż do momentu, gdy powiedziała przez telefon, że nie będzie wysyłać obcych wierszy w swoim imieniu. Żadnych nie będzie wysyłać.
Zaraz zaczął krzyczeć. Wyzywał ją od fałszywych i najgorszych kobiet. Odłożyła szybko słuchawkę. Takiego ataku się nie spodziewała.

Musiała przyznać z bólem, że bardzo lubiła z nim wszelkie rozmowy, które ją, nerwuskę uspokajały. Wiedziała, że miał silny na nią wpływ. Tak. Była od niego emocjonalnie uzależniona. Ale jednocześnie, był przecież miły, pozwalał, jedyny, się jej wygadać.
Są przecież takie typy kobiet, które kochają za bardzo, czują za bardzo, a najmniejsze bodźce atakują z siłą torpedy.
Zadzwoniła następnego dnia, mając nadzieję, że wyszedł z furii, ale to były tylko czcze marzenia, mrzonki.
Zaczął ją zastraszać. Szantażował, że ujawni jej najskrytsze tajemnice. Zrozumiała. To musiał być koniec. Z drżącymi dłońmi odłożyła telefon.
Tylko w głowie słyszała:
- Jesteś fałszywa! Jesteś fałszywa! Szykuj sobie, kurwa, dobrego prawnika. Bo sąd będziesz miała!
Przez trzy tygodnie dochodziła do siebie. Była jakby otumaniona. Czegoś jej brakowało. To było coś w rodzaju zespołu abstynencyjnego, coś, czego ludziom uzależnionym brakuje, na przykład narkotyków czy alkoholu.
Na przemian była drażliwa i wściekła, innym razem wpadała w sidła rozpaczy. Godziny w których z nim rozmawiała, przeważnie te wieczorne, zamieniły się w pustkę. Wiedziała, że potrzebuje czasu. Wrócić do tej znajomości już się nie da.
"Boli, ale muszę się szanować" - pomyślała.
Ostatecznie otrząsnęła się. Zajrzała w głąb siebie. Zrozumiała, że nie zamieni tej relacji na żadną inną. Postanowiła zrobić coś, bez uczestnictwa drugiej osoby, co pozwoli na spokój, uczyni ją spokojniejszą i szczęśliwszą.
Wybrała siebie. Nie marzyła i nie myślała o kolejnej relacji damsko-męskiej,  jakakolwiek by nie była. Postanowiła skupić się na sobie, co może dobrego jeszcze zrobić. Wybór był ogromny: dobra literatura, muzyka, film, spacery, wychwytywanie chwil i radość z nich, rozmowy w realnym świecie.

Ilość odsłon: 31

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.