Sąsiadka Mościckiego
Z dziennika... oby nie barany!
Wariatka ma ostatnio mnóstwo zajęć.
W nawałnicy obowiązków boi się, że dopadną ją urojenia. Przemęczenie, niedbanie o siebie, prawie zawsze tym się kończy.
Tak było na przykład w Święta Wielkanocne. Nie wiedziała czy na jawie czy w śnie słyszała dziwne głosy. Słyszała barany owce, potem jakby coś łupnęło na podłogę.
Ma problemy na tle religijnym. Wiele razy sparzyla się na katolikach. Wątpi. Po głosach baranich w Święta, pomyślała o Baranku Bożym i o stadzie baranów - ludziach, którzy jak te barany potrzebują przewodnika, myślała też o zagubionej owieczce. Ostatecznie głosy "meeeeee" "beeeee" potraktowała jako objaw przemęczenia, stresu - eks był w drugi dzień Świąt. Tak... uznała, że to objawy chorobotwórcze.
Teraz też jest ostro zapracowana.
W przyszłym tygodniu malowanie dwóch pokoi po babci. Posłuchała się syna i kupiła za duży dywan. Niestety.
Jutro przyjeżdża rodzina ze strony matki. Wariatka upiekła całego kurczaka z nadzieniem z natki pietruszki i wątróbki.
Zrobiła zasmażaną młodą kapustę z koperkiem i kiełbaską, ciasto "filadelfia" z bitej śmietany, serka mascarpone, wiśni w galaretce wiśniowej
Dziś przyjemny dzień, bo wariatka lubi bardzo gotować i piec, czyli siedzieć w garach.
Młody na Mazurach. Także pełne ręce roboty ma wariatka. A później jedzie do wujka 400 km w jedną stronę. Oczywiście z pustą ręką się nie wybiera. Dla wujka zrobi kotlety mielone, surówkę, też kapustkę młodą z koperkiem i ciasto "krople rosy". Kupiła mu również trochę słodyczy. Tak... wie, że nie powinna ale...Co tam. Wszystkiego sobie odmawiać...
Ma jechać tam z pewnym mężczyzną i jego kochanką. Cenę za wyjazd i przyjazd ustalili wcześniej. To była dobra cena. I... na koniec wariatka otworzyła szeroko oczy.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Pani Alicjo - usłyszała.- To jeszcze obiadek, dobrze?
Zamurowało ją. Jemu i jego kochance ona ma postawić obiad...?!
Zasępiła się wariatka i pomyślała:
"Nie ma litości i sprawiedliwości na tym świecie! Ech..."
Wczoraj przeczytala jedną miniaturkę pisarki Duvanel z książki "Ostatni akt łaski".
Wariatka przeczytała, że bohaterka miniaturki uwielbia dłubać w nosie, podobno przyjemnie jest wyjąć gluta z nosa i rozetrzeć go między palcem wskazującym a kciukiem.
Na końcu narratorka zwierza się, że lubi ssać język - nie swój i chce opuścić mieszkanie, by na wsi "się sprzedać".
Takim poczuciem humoru i dystansem, pisarka skradła serce wariatki.
Zadzwoniła jeszcze wczoraj do Pawełka ze Śląska. Ten stwierdził, że takie pisanie to gówno.
Wariatka westchnęła i zaczęła zastanawiać się nad Pawełkiem. W głębi duszy słyszała własne słowa na jego temat...
Myśli tylko o sobie... Myśli o swoim geniuszu według własnego widzimisię i nie może przeżyć, że w pewnym piśmie literackim jego teksty ukazały się tylko w wersji internetowej, a nie w papierowej.
"Biedny mały człowiek" - pomyślała wariatka.
Dla niej Paweł był po prostu zadufanym w sobie okropnym egoistą.
W sumie przykro jej się zrobiło, gdy pisanie Duvanel porównał z gównem
Ilość odsłon: 35
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.