Bruno Schwarz
Śmierć kamienicy
Trzypiętrowa
kamienica wygląda jak trup. Odkąd jej poprzednich lokatorów przenieśli do
warszawskiego getta, nikt nie ma serca, żeby o nią zadbać. Duże, widne
mieszkania zamieniono na kwaterunkowe klity i upchnięto w nich bandę pijaków i
złodziei, którzy w czasie wojny robili jakieś ciemne interesy z okupantem.
Po
dawnych mieszkańcach pozostały jaśniejsze plamy na ścianach spod obrazów
świętych cadyków i zardzewiały szyld nad dawnym sklepem kolonialnym, w którym
teraz jest pralnia chemiczna.
Z
otwartego kibla na podwórku unosi się straszliwy fetor, na który odporni są
tylko mieszkańcy kamienicy i metaliczno-szaro-niebieska chmura much. Gromadka
wyrostków bawi się pod śmietnikiem w poszukiwaczy skarbów. Dziewczynki siedzą
na trzepaku i z obrzydzeniem obserwują, jak ich koledzy i bracia grzebią w
przepełnionych pojemnikach. Jedna z dziewczynek zwisa z trzepaka głową w dół.
Chyba zapomniała majtek, ale nikt nie zwraca na to uwagi.
Pijany
dozorca wytacza się z bramy i jest w nastroju do śpiewu i tańca. Wpada między
dzieci, a te rozbiegają się na wszystkie strony piszcząc wniebogłosy. Ich
krzyki odbijają się od ścian kamienicy, żeby wraz z łuszczącym się tynkiem
upaść na zdezelowany chodnik i roztrzaskać.
Z
okna na trzecim piętrze wypada wiązanka „chujów i kurew”, jak stado spłoszonych
gołębi i miesza się z piskiem dzieciaków. Stara kamienica charczy i świszczy w
przedagonalnym pobudzeniu.
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.