Brozic
Bezimiennemu
dy jeszcze gościł na ziemi Złe mu w gościnie tej było - Miał serca, serca za wiele, I to go właśnie zgubiło. Był jak ta harfa eolska, Co drży za każdym powiewem, Miotany na wszystkie strony Miłością, bólem i gniewem. Greckiego piękna kochanek, Czciciel potęgi i czynu, Marzył o duchach niezłomnych I szukał ludzi wśród gminu. I bratnie podawał dłonie, I wierzył, że pójdą razem Zbratani wielkością celu, Spojeni krwią i żelazem. Anioła widział w kobiecie - Lecz ta mu serce rozdarła, A bracia? - ci go zawiedli, Więc miłość ziemska umarła. Kraj swój miłował rodzinny Tęsknym uczuciem sieroty I wierzył w zwycięstwo ducha, W tryumf wolności i cnoty; Wierzył, że naród szlachetny Nie ginie i nie umiera, Że znajdzie w każdym swym synu Mściciela i bohatera. Więc kiedy ujrzał nareszcie Rozwiane najświętsze mary, Strasznego rozbicia świadek Ostatniej pozbył się wiary; A chociaż uszedł przed wrogiem, Nie uszedł potwarzy ciosu I nie miał z kim się podzielić Goryczą swojego losu. I błądził wśród obcych ludów Nieznany, samotny człowiek; I umarł z dala od swoich - I nikt mu nie zamknął powiek - I nikt już o nim nie wspomni - I jest już garścią popiołów - A twarda ziemia wygnania Na sercu cięży jak ołów. Adam Asnyk 28 wrzesień 1869
Ilość odsłon: 1347
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.