Maciek Froński
Kiedy wybuchła wojna domowa...
Kiedy wybuchła wojna domowa,
Byliśmy z dziećmi koło Tarnowa,
Szedł do komunii najmłodszy szwagra
(Dobrze, że choć się na filmie nagrał).
Był koniec maja, piękna pogoda,
Staliśmy jeszcze przy samochodach,
Przemek żartował, Asia spokojna,
Choć już wiadomo było, że wojna.
Powrót był męką. Dziwnym sposobem
Na obwodnicy staliśmy dobę…
Gdy się we wtorek zjawiłem w pracy,
Gdzieś poznikali dawni kozacy.
Świetnie pamiętam pierwsze naloty,
Dzieci bawiły się w samoloty –
Gdzie F-16? Jasiek pokaże.
Sąsiad pakował wóz przed garażem.
Nie panikuję, to moja rola,
Lecz gdy spadł pocisk obok przedszkola,
Czułem, że mi się w głowie zapala
Czerwona lampka: trzeba spierdalać!
Dorobek życia – to wszystko na nic,
Gdy się ucieka przez dziesięć granic,
Jak byle szmaciarz błądzi po świecie,
Za to jesteśmy cali, w komplecie.
Teraz mieszkamy w starym namiocie,
Gdy pada, stoję dosłownie w błocie,
Trzeba się prosić o papier, mydło…
Traktują nas tu jak ludzkie bydło!
Jaki, kurwa, socjal?
Komentarze
Konto usunięte
czerwiec 23, 2017 13:20
Dobry "leciutki" wiersz. Piszesz o dramacie lekkim szykiem, jak piosenka dla przedszkolaka. To nasila efekt groteski. Podoba mi się.
Pozdrawiam.
David przez fau
czerwiec 23, 2017 09:46
...tak-tak, niektórzy tak mają
A niektórzy nie chcą o tym wiedzieć
..nieźle ujęte - co by było, gdyby uciekinierzy nazywali się Kowalscy ;)
Pozdrawiam
.
grzybowa
czerwiec 23, 2017 09:09
racja