Brozic
Dzwonki
Naraz mi jasność zniknęła dzienna, I świat zalała ciemność bezdenna, Czułem, ze serce boleść mi zrywa Po czym nastała cisza straszliwa Z całego życia przebrzmiałej wrzawy Zostały tylko mgliste wspomnienia, Jakiś ból straszny, upadek krwawy, Wyrok zagłady i potępienia, Nędza bez granic, byt bez przyszłości I całe morze - morze nicości W wnętrznościach ziemi, w prochu i pyle, Leżałem martwy w swoje) mogile, Z wystygłą piersią, z wystygłą twarzą, Pod ciemnych duchów leżałem strażą, Lecz chociaż wszystko padło w rozstroju, W niemocy ducha, w martwości ciała, Jednak nie miałem w grobie spokoju, I myśl paląca wszystko przetrwała - I po przebyte) męce konania Zostało jeszcze poczucie trwania Czułem na ustach życia gorycze I wszystkie smutki śpiewne, słowicze, Marzenia w przepaść strącone ciemną Ulatywały jeszcze nade mną, A pod tych marzeń mglistą zasłoną, Pod tym oddźwiękiem przebrzmiałych godzin, Tysiącem uczuć drżało mi łono, Tysiącem wskrzeszeń czy tez narodzin, Życie się lalo w nowe koryto, Rzucając dawną formę przeżytą Czułem, jak piersi moje rozsadza Razem niszcząca i twórcza władza, Jak nieśmiertelna Boska potęga W ruch nieskończony znowu mnie wprzęga, Jak mnie roztapia w światów ogromie, Jak mi dla ducha drogę toruje I widzę siebie w każdym atomie, I wszędzie myśl mą dawną znajduję, A jedną cząstką ponad grobami Wybiegam na świat kwiatów oczami. I zamieniony w dzwonki błękitne, Na wlasnym zgliszczu stoję i kwitnę Znowu się patrzę na jutrznię złotą, Znowu się do niej zwracam z tęsknotą, A noc wiosenna perłowe łezki Rzuca na kwiatów senne kielichy, I znowu kończę sen mój niebieski, Taki spokojny i taki cichy A kiedy wietrzyk potrąci kwiecie, Pieśń idealna płynie po świecie. Płynie daleko - wietrzyk ją mesie Po złotym polu, zielonym lesie, Po naszych górach, po naszych wodach, Po naszych cichych wiejskich zagrodach, Miesza się z szmerem jasnego zdroju, Z szumem topoli, z śpiewem słowika, I nadpowietrznym hymnem spokoju, Harmonią ciszy serca przenika, I błogosławi ojczyste pole, I błogosławi ludzką niedolę. Czasami także niebieskie kwiecie Zwabi do siebie samotne dziecię I siada dumać pacholę młode, Patrząc na kwiatków dziwną urodę, I nie wie nawet, jakim sposobem, Zrywając dzwonków kłosy powiewne, Wyiasta myślą nad smutnym grobem I w sercu dźwięki znajduje śpiewne, Lecz czuje tylko ze się w mm budzi Pragnienie niebios, miłość dla ludzi. Więc czegoś patrzy i czegoś czeka, Niby coś widzi w cieniu z daleka W gasnącej zorzy i w barwach kwiatów - Zgaduje piękność umarłych światów, I mm się ocknie z zadumy senne; - Wykwita przed nim na tle błękitu Anielska postać w szacie promiennej, Płynąca ogniem nowego świtu, I tajemnice grobów odsłania Królowa śmierci i zmartwychwstania. 1 listopad 1869
Ilość odsłon: 1274
Komentarze
Nie znaleziono żadnych komentarzy.