Janusz.W
rapsodia o Piotrkowie Trybunalskim
miasto zakneblowane nie zbudzi się w kroplach deszczu
bezdomny sen pozostał w kartonach
zalega pod budynkami wczorajsza śmierć
rynek i stare miasto utopiona w błocie dusza
zamurowane okiennice zaryglowane drzwi
ujada pod gruzami bezimienna dobroć
w kamienicy kocie oczy czekające na autobus
opustoszałe ulice uliczki i ucieczka ludzi ku marzeniom
gwar i dyskusje co dalej są przecinkiem między
witrynami spękanymi od starości i tych samych drwin
w receptorach rozmazując dzień i resztki dylematów
spoglądają na kurwę przy skwerze zdrapującą kurz
fontanna przy kościele już nie tryska życiem
gołębie spacerując jak skazańcy po chodnikach
nie zetrą win i żalu z ust przechodniów
miasto połyka coraz więcej zatrutego powietrza
drzewa i ludzie nie powstaną z martwych
**************************************************************
bezdomny sen pozostał w kartonach
rynek i dusza starego miasta
nie zbudzi się w kroplach deszczu
zakneblowane miasto utopione w błocie
ujada pod gruzami bezpańska dobroć
zalega pod budynkami wczorajsza śmierć
między witrynami spękanymi od starości
zamurowane okiennice i zaryglowane drzwi
opustoszały ulice uliczki są przerywnikiem pomiędzy
czekających na autobus a dyskusją co dalej
ucieczki ludzi ku marzeniom a gwarem
tych samych drwin w kamienicy kocich oczu
w receptorach rozmazując dzień i resztki dylematów
spoglądając na kurwę przy skwerze zdrapującą kurz
a miasto połyka coraz więcej zatrutego powietrza
gołębie spacerując jak skazańcy po chodnikach
nie zetrą win i żalu z ust przechodniów
i fontanna przy kościele już nie tryska życiem
drzewa i ludzie nie powstaną z martwych
***************************************************
zaniepokojone marzenia i opustoszałe uliczki
zakneblowane uczucia nie wykrzyczą już prawdy
o utopionych w błocie wspomnień
rynek w deszczu i ucichła dusza starego miasta
szeregi zamurowanych okiennic drzwi
częściej zalega pod budynkami śmierć
bezdomni zostawiają sny na przechowanie w kartonach
i gołębie spacerując jak skazańcy po chodnikach
chyba odpokutują kiedyś winy za grzechy PRL
witryny oznaczone czasem już nie tryskają życiem
połykając ulice coraz więcej zatrutego powietrza
i ucichła w korowodzie aut fontanna przy kościele
o poranku z pogardą spoglądając
na butelkę na trawie i kurwę strzepującą kurz
mur oczu czekające na autobus
rozmazują na czołach w milczeniu do reszty dylematy
Komentarze
Janusz.W
lipiec 27, 2017 18:13
dzięki za słowo Leszku)))) zdrowia))
Leszek.J
lipiec 27, 2017 18:02
Pierwsza wersja najlepiej mi pasi.
Pozdrawiam
Janusz.W
lipiec 27, 2017 17:06
Mars dziękuje twoje opinie są cenne -czasami jak każdy nie trafiam do celu i nie pisze na siłę ,staram się być wypoczęty lecz rzeczywistość przytłacza i jest abstrakcją )))
Krzysiu wiem że jesteś the best poczekamy do grudnia jak będziesz miał kumulację weny i czasu)) pogadamy jak dorośli na razie zajmij się pisaniem i Prosiaczkiem
a twoje inwektywy i komentarze są na twoim poziomie i wiedzy która nie przekracza progu domostwa
Krzysztof
lipiec 27, 2017 15:18
Za marsem, pisanie na siłę, przez co również czytanie na siłę, wiersz bez treści, nuda czyli kosz, nie umiesz pisać
x l a x
lipiec 27, 2017 10:31
Takie poetyzowanie na siłę; zużyta metaforyka miasta wrzucona niezgrabnie do jednego wora; opis i nic więcej; brak tytułu; zakończenie od czapy.
Janusz.W
lipiec 26, 2017 21:50
dziękuje za słowo)))))
Konto usunięte
lipiec 26, 2017 21:29
mi się podoba
Janusz.W
lipiec 26, 2017 17:59
opustoszałe uliczki zaniepokojone wspomnieniami
zakneblowane uczucia nie wykrzyczą już prawdy
utopione w błocie marzenia
w deszczu rynek dusza starego miasta
szeregi zamurowanych okiennic drzwi
bezdomni zostawiają sny na przechowanie w kartonach
gołębie spacerując jak skazańcy po chodnikach
nie odpokutują win grzechów Prl
częściej zalega pod budynkami śmierć
ulice połykając coraz więcej zatrutego powietrza
witryny oznaczone czasem już nie tryskają życiem
fontanna przy kościele ucichła w korowodzie aut
mur oczu czekające na autobus z pogardą spogląda
na butelka na trawie i kurwę strzepującą kurz
na czołach rozmazując poranek i do reszty dylematy