BJKlajza
Jak kania dżdżu.
Wyczekuję szurgotu na wycieraczce i dzwonka do drzwi,
a potem wyciągniętej dłoni, liścia w przypływie złych emocji
czy pocałunku, by w tej nieciszy zamknąć przedostatni rozdział.
Przemykasz chyłkiem między metaforami. Deszcz spadających słów
z każdego balkonu. Jakaś doniczka nie oparła się grawitacji.
Schody. Gwiżdże jak rozpędzona lokomotywa czajnik na gazie.
On może. Ja nie. Potrafię na dnie butelki odnaleźć cyrograf.
W koszu kilkaset myśli na głos powiedzianych, czeka na
odprawę. Ten wciąż cieknący kran i przeraźliwie głośna afonia,
co puka, co stuka, i uwolnić nie może. Zagłusza wyczekiwanie,
a potem półświadomie przytulam Morfeusza. Jak ciebie.
Ilość odsłon: 1149
Komentarze
Leszek.J
lipiec 27, 2017 18:12
Stęskniony ten peel aż sucho w gardle się robi.
x l a x
lipiec 27, 2017 10:19
Niepotrzebny natłok słów i nie mieści ci się w wersie - wychodzą kiksy. Moim zdaniem do gruntownego remontu.