Toya
kiedy morze wychodzi na ląd
tracę grunt pod stopami
i już wiesz nie uniosę słów
dlatego o nic nie pytaj
wyolbrzymiona zahaczam o absurd
lęgną się w głowie nasze dzieci dom
nawet Bóg w którego mogłabym uwierzyć
to wraca z każdą pełnią
przybywa światła w oknach
i znów chcę budować
pierwsze zdania jak mosty
z których żaden nie przetrwa do świtu
stwarzam pozory
i tarcza przepływa między palcami
odarta ze wskazówek
święci się chwila
woda obmywa stopy
Ilość odsłon: 1066
Komentarze
Toya
sierpień 14, 2017 20:51
Tomku, Joanno, Maleszo, m a r s - dziękuję:)
x l a x
sierpień 09, 2017 12:02
Od "lęgną się" do "do świtu" jest bardzo dobre/mocne. Resztę by dopasować do poziomu. 4ty wers sytyraszny. Pozdrawiam
Malesza
sierpień 09, 2017 08:00
To wraca z każdą pełnią - pomyślałam o srebrnym pocisku wystrzeliwanym przez osobę, która kocha i rozumie ;) Wiem, wiem, nie o to chodzi, tak mnie czasem na głupotki ponosi.
Spodobał mi się wiersz, nawiązanie do przypływów, obmywanie stóp. Chyba najlepsza strofa trzecia, zresztą podpisałabym się pod każdą.
Joanna-d-m
sierpień 08, 2017 21:54
Tytuł pięknie zgrywa się z puentą.
Pozdrawiam :)
Konto usunięte
sierpień 08, 2017 21:40
...mnie się najbardziej podoba opis zegara, może to śmieszne?
A tekst wart komentarza.
Pozdrawiam.