Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

     Ojciec był jak zwykle nieobecny. Nawet, jeśli siedział z nami przy stole w kuchni to tak, jakby go tam wcale nie było. Myślami był zupełni gdzieś indziej. Matka spoglądała na niego z troską i robiła wszystko, żeby być dla nas za siebie i za niego. Jego nieobecność duchową i często fizyczną tłumaczyła problemami w pracy, wysypem kominków w lasach pod ruską granicą albo tylko wzruszała ramionami, nie próbując go przed nami usprawiedliwiać. Przyzwyczailiśmy się do tego i nawet polubiliśmy go takim, jakim był. On chyba też nas lubił, żyjąc w tym swoim własnym świecie, choć nawet nie pamiętał naszych imion i tak do końca nie wiedział, ile nas tak naprawdę jest.

 

     A była nas spora gromadka i matka musiała dwoić się, a nawet troić, żeby nad nami zapanować. Każdy musiał mieć umyte ręce, jak siadał do stołu i nie wyciągać tych umytych łap po jedzenie, zanim matka nie skinęła głową. A zanim kiwnęła głową, że już można, wyciągała z chlebaka okrągły bochen chleba z rumianą, chrupiącą skórką, którą się skubało jeszcze przed jej skinieniem. Jak już wcześniej wspominałem, była nas spora gromadka, a matka tylko jedna. Ojciec, jeśli był akurat w domu, to marszczył tylko czoło, przewracał oczami albo sapał, jak parowóz i robił się siny na twarzy. Wtedy matka zaprowadzała porządek przy użyciu ściereczki i rozpoczynała się krótka ceremonia, o charakterze religijnym.

 

     Matka brała do ręki długi nóż i zamierała z nim na moment, jakby próbowała sobie przypomnieć, co chciała tym nożem zrobić. Kiedy już sobie przypomniała, ześlizgiwała się wzrokiem z ojcowego gardła na ten chleb i kreśliła na nim krzyżyk. Potem upuszczała ten nóż na stół albo na podłogę i ktoś, kto siedział najbliżej chował go pospiesznie do środkowej szuflady kuchennego kredensu.

 

     Wcześniej każdy dostawał dużą pajdę. Ojciec i matka dostawali dupki z tym, że ojciec niczym swojej nie smarował, tylko żuł powoli i patrzył w jakiś punkt nad naszymi głowami. A kiedy przeżuł swoją porcję, to wstawał, sięgał po wiklinowy koszyk i wychodził. I tak było odkąd pamiętam. Wiedzieliśmy, że i tak kiedyś wróci. Wszystko było tylko kwestią czasu.

Ilość odsłon: 1220

Komentarze

sierpień 13, 2017 20:48

Dzięki!

lu*

2-5

sierpień 13, 2017 14:27

Czekam na kolejne opowieści.

sierpień 13, 2017 07:08

Ciekawy obraz pokazałeś, myślałam źe będzie posępnie, a tu proszę, matka która "nie wiedziała, co zrobić z nożem"! To mnie ubawiło dosłownie.
Urwało literkę w słowie "zupełnie", na początku tekstu.
"...dostawali dupki z tym..." - tak zapisane sugeruje, że dupki były z czymś (czymś posmarowane). Przecinek tu dałabym tak:
"... dostawali dupki, z tym że..."
Przecinek może być czasem przed słowem (wyrazami) poprzedzającym "że".
Dość częstko powtarzają się słowa "matka" i "ojciec", ale to może być tylko moje czepialstwo.
Generalnie - czytałao mi się świetnie, szkoda że tak krótko, może jest więcej?
Pozdrawiam ;)

Konto usunięte

2-4

sierpień 13, 2017 06:36

Pięęęękne.
Pozdrawiam.