Rafał Hille
Ulica
podszedłem do okna
księżyc dawał czadu kominem
mówiłaś że to już koniec
dalej nie da się żyć z rybikami w szafie i
fałszywym winem ze spożywczaka na dole
po drugiej stronie kobieta
machała do postaci ze swojego snu
znowu jej balkon i pies z chorym uchem
i ja nagi w odbiciu szyby
spoconej naszymi ciałami
nie pokiwałem jej
ciągle zmartwychwstawała ulica
o piątej rano anioły ciągnęły resztki absolutu
z butelek rozbijanych na gołym bruku
kilkanaście metrów nad hydrantami
kilka kilometrów od ciebie za moimi plecami
na tapczanie szukałaś zapałek a może zapalniczki
- to nic nie da, i tak będzie ciemno
tylko syczenie ognia i trzask kółka
hałas jakby ktoś zwłoki taszczył po schodach
Ilość odsłon: 1067
Komentarze
aidegaart
sierpień 21, 2017 21:34
kolejny dobry wiersz, który dzisiaj czytam
hej hej! przybywajcie czytelnicy, warto!!!
pozdrawiam
Leszek.J
sierpień 21, 2017 20:44
Ciekawie i czytelnie napisane.
Pozdrawiam
Dorota
sierpień 19, 2017 20:40
Ciekawy tekst, podoba mi się. Jedynie wersy:
"szyby
spoconej naszymi ciałami" - oszukują...bo niby wiadomo o co chodzi, ale to niemożliwe...inaczej bym to ujęła, zgodnie z prawami fizyki :)) ale ogólnie dobry tekst, mocna puenta. Pozdrawiam
Czorcik
sierpień 19, 2017 19:53
To taki wiersz końca? Ma nastrój. Oby tak nie było. Dobry wiersz.
Konto usunięte
sierpień 17, 2017 04:18
Smutny, ładny wiersz. Nie wiem, czy puenta nie zbyt drastyczna w porównaniu do reszty tekstu. Ale może właśnie o to chodzi. Zbierasz pogodzenie z losem i nagle -- nie. Wykrzyczane miękkim dźwiękiem ciągniętego ciała.
Pozdrawiam.