raf
Epitafium kałuży
Ciągle pamiętam drewniane karabiny i dni,
kiedy granicę wszechświata wyznaczał skraj lasu.
Nie istniał wtedy żaden wielki wybuch,
ani fizyka kwantowa teorii super strun.
Niezliczone ilości wielowymiarowych wszechświatów
były bez znaczenia, jak bez znaczenia są wszystkie próby
rzucania samym sobą o własne doświadczenia.
Świat był jeden, niepodzielny i dobry.
Dziś, tak jak wtedy, w kałużach umiera deszcz
przyłapany bladym świtem i twarz odbita -
świadomość czasu, który tak jak ziemia
potrzebuje mogił do życia
Ilość odsłon: 3625
Komentarze
raf
grudzień 06, 2017 08:11
mandarynek, LeszkuJ, dziękuję za dobre słowo.
raf
grudzień 06, 2017 07:36
Bardzo dziękuję za nominację.
Leszek.J
grudzień 05, 2017 20:46
To dobry wiersz, taki prawdziwy.
Pozdrawiam
Konto usunięte
grudzień 05, 2017 20:36
po prostu podoba mi się poprowadzenie tematu, dlatego nominowałem, bo uważam, że to dobre pisanie
mandarynek
grudzień 04, 2017 23:35
Zaciekawił mnie ten wiersz, jest niebanalny, dziś mam nastrój na takie depresyjne wiersze. Pozdrawiam :)