Janusz.W
*******
dotyk w granatowych kolorach przybiera na sile
kurczowo w sobie przytrzymując pożądanie śmierci
spływa po drzewach smętna noc
mrok na rzęsach uwydatnia oszroniony bohomaz
bezwiednie opadają spojrzenia i za nim starzejący się kurz
w pragnieniu bliskości dłonie tracą zmysły
i na parapecie papier bezskutecznie wchłania parafinę
gaśnie lampion tuż przed świtem i znów tłumaczysz sobie
że kiedyś się skończy cholerny chłód
w marazmie dnia zatracasz się i dobrze jest Ci z tym
gdy sztyft do nosa przypomina kreskę
od czasu do czasu gasisz wątpliwości
demon odsłania ostatni fragment i nagość nie zagląda w oczy
a ty nadal komponujesz arię wilków do wypalonego nieba
aby ostatni fragment wspomnień nie obumierał
uwalniasz ból aby usłyszeć odgłos co się rozlewa
jednak w krzyku flegma nigdy się nie odkleja
pod językiem pozostaje obśliniony towarzysz
i gasnąca między zębami w popielniczce przyjaźń
Komentarze
Tomek
grudzień 10, 2017 09:09
Puenta mi się podoba. Trzeba przyznać, że piszesz o niebo lepiej, niż kiedyś (choć dla mnie i tak trochę niezrozumiale). Popraw literówki.
Pozdrawiam :)