Domestica
Jednonocne gniazda
W styczniu nad ranem jest niebiesko.
W mokrych gałęziach i brudnych liściach
coś oddycha, a potem cichnie powoli.
To noc zostawia na śniegu krucze ślady,
są tam dopóki miasto nie puchnie od kroków.
Budzę się wtedy i słodzę herbatę.
Jest zimno, więc myślę o ostatnim lecie —
o owadach umierających w ulicznych latarniach i
tych wszystkich chłopcach, z którymi bywałam.
Coś mi mówi, że zimą jest tu jeszcze niebezpieczniej.
Na przystankach lgnie się do obcych spojrzeń,
a w knajpach szuka rozgrzanych rąk.
Dlatego muszę zostać i dopić herbatę,
albo uciec zanim zrobi się ciemno.
Bo styczeń, krwiożerczo żywy,
ocieka potrzebą oswajania,
pełen chłopców płochych jak zmarznięte wróble.
cykl Atrybuty zimy
Ilość odsłon: 3677
Komentarze
Leszek.J
grudzień 15, 2017 21:38
Drzewiej mówiło się o płochych białogłowach, dzisiaj o takichże chłopcach, no cóż czasy się zmieniają.
Pozdrawiam
Konto usunięte
grudzień 15, 2017 19:34
Czekałam na Twój kolejny wiersz :-)