Dorota
stacja popołudnie
czerwony, zielony, niebieski - zanim runie barwna piramida
sprawne rączki w locie chwytają klocki. nauczyły się perfekcyjnej cierpliwości,
precyzji i odsuwania świata za umowną linię.
dookoła długie pociągi ze stacji siódma rano do śpij dobrze.
w kolorowych, drewnianych wagonikach codziennie przewozi strach
przed dotykiem i słowa odbite od szyby, przez którą
mogę na nią patrzeć.
kiedy próbuję pokazać jej kasjopeję spogląda na mój palec,
potrząsa głową, wraca do swoich budowli.
myślę sobie: nawet gwiazd nie potrzebuje. nie
widzi
że zamykam oczy, wypełniam ubrania drobnym ciałkiem, tulę
jakby naprawdę w nich była.
a czasami zabawnie wysuwa koniuszek języka, unosi kąciki ust
w prawieuśmiechu, jak teraz, podczas układania w
równiutkim rzędzie
wydłubanych z ciasta rodzynków.
i nie wiem już co to za stacja - szczęście pachnące keksem?
keks pachnący szczęściem?
Komentarze
lu*
styczeń 17, 2018 20:48
Ten wiersz rozwiązuje wiele opowieści o światach przed umowną linią. Z każdej strony niepotrzebne słowa. Wiersz brzmi delikatnie, a wchodzi pod skórę jak drzazga. I tak po pierwszym czytaniu :)