Tomek
Przez Rzekę
Pogubili mi się gdzieś pacjenci. Na wizytę przyszło sześć
osób, z całą pewnością mam ich więcej. Szukam po salach – nie ma. Z wyjątkiem
okruszyny z życia, Pani Ani, związanej pasami bezpieczeństwa. – Pani
Ania w końcu tu umrze, leki nie działają, elektrowstrząsy dają kilkudniową poprawę. – Znów trzeba jej
było założyć, przez nos, rurkę do żołądka, nie chciała jeść ani pić, ani zażywać leków.
Teraz musi leżeć w pasach, żeby nie wyrwała sobie tej rurki i nie zniszczyła
innej – z kroplówką. Jest kilka razy dziennie wyprowadzana w towarzystwie dwóch
silnych panów. Leżąc tak, łatwo o odleżynę, o zapomnienie w jaki sposób się
chodzi…
Czuję się jak Charon, który przeprawia ludzi na drugi brzeg
Styksu. Pani Ania czeka. Nie ma pod językiem obola, właściwie nie powinna mnie
interesować.
Wysycha mi w ustach. Popijam wodę z kranu, aby ktokolwiek
potrafił zrozumieć, co mówię.
Komentarze
Konto usunięte
styczeń 18, 2018 14:05
Cóż inaczej widzimy obraz ludzi chorych, kiedy przychodzimy w odwiedziny, inaczej z pozycji personelu. Często oskarżamy lekarzy i pielęgniarki za brak empatii. Jednak wśród nich jest większość z dobrym nastawieniem do ludzi chorych. Twój krótki tekst ukazuje ten problem i całkiem w rzeczywistym obrazie. Ukazany jeszcze jeden dzień pani Ani i dyżur lekarza.
Ukłony