Portal Poemax jest prowadzony we współpracy ze stowarzyszeniem Salon Literacki

Minęłam ją na korytarzu. Tak, to była ona, asystentka psychiatrii, pani doktor Iza. Jako jedyna na roku nie popełniłam żadnego błędu na egzaminie z psychiatrii. W dziekanacie byli zdziwieni. Również podczas zajęć seminaryjnych z psychiatrii, pani Iza była mile zaskoczona moim zasobem wiedzy. Teraz, gdy tylko ją zobaczyłam w relacji lekarz – pacjent, szybko spuściłam głowę i oblałam gorącym rumieńcem ze wstydu.

Wiedziałam... Rozpoznała mnie.

***

Po dziesięciu dniach zostałam wypisana ze szpitala. Wszystko się skończyło. Nastąpiła totalna pustka. Od czasu do czasu jeździłam do akademika i oczami wyobraźni widziałam krzesła, kręgi krzeseł, a na nich moich fantastycznych profesorów.

„Panowie profesorowie, zrobię wam surówkę z kapusty, którą kupiłam z Elwirą, zrobię wam kawę, herbatkę i w każdym z was znajdę cząstkę ojca” - myślałam.

Musiałam oddać wypożyczone książki; sporo tego było. Pani, której mąż był specjalistą od Bacha na Akademii Muzycznej zadzwoniła pewnego dnia do mieszkania Miecia.

- Książki, proszę! – powiedziała ostrym tonem.

- A tak, przepraszam, już oddaję.

U Mietka spędzałam większość czasu w pokoju na parapecie, z widokiem na duży krzyż z Jezusem rozpostartym na pobliskim kościele, myślałam:. „ Czy jesteś tak smutny jak ja? „

Pewnego dnia przyszedł Paweł.

- Co ona robi? - spytał Miecia.

- Modli się. Zrobiła ołtarzyk. Mówi, że przybito ją do krzyża. Coś próbuje malować. Ustawiła na szafce w dzbanku kilka pędzli i farby kupiła. Nie ma z nią kontaktu, nie wiem czy bierze leki. Pewnie nie.

Po chwili ktoś zadzwonił.

- Agnieszka, telefon do ciebie.

- Jagusia? Tu ja - to była moja siostra Basia, mówiła płaczliwym głosem. - Słuchaj, pamiętasz tę Anielkę z Podlasia? Nie żyje, pogrzeb jutro. Miała dziewięć lat. Otruła się grzybami, wyobrażasz sobie?! Przyjedziesz na pogrzeb? My będziemy.

- Tak, przyjadę.

Siostra zdążyła jeszcze zadzwonić na uczelnię.

- Jak to siostra nie skończyła studiów?! Co z pracą licencjacką? Mówiła, że dobrze jej idzie. No chyba może mi pani powiedzieć. Jestem jej siostrą.

- To nie jest rozmowa na telefon, przykro mi, nic więcej nie mogę pani powiedzieć – powiedziała kobieta z Wydziału Nauki o Zdrowiu.

Spakowałam dużą, czarną torbę, dobrze schowałam pieniądze (dostałam jeszcze dodatkowe tysiąc złotych od brata. Wyliczyłam, że przez najbliższy miesiąc nie muszę martwić się o finanse, nawet jeśli będę palić).

Na dworcu centralnym dałam się oszukać na pięćdziesiąt złotych jednemu z taksówkarzy.

„Ale mnie wyruchał” - pomyślałam gniewnie.

Wiele osób ostrzegało mnie przed taksówkarzami z centralnego, że „drą w chuj, ile się da”.

Ale nie miałam wyjścia, torba była maksymalnie ciężka, by włóczyć się po mieście, poza tym miałam mało czasu.

Gdy Anielkę zobaczyłam w trumnie, nie mogłam uwierzyć, że to ona. Wyglądała w moich oczach na więcej niż dziewięć lat. Może przez to, że była bardzo spuchnięta, a największą uwagę zwrócił duży, wystający brzuch. Podeszłam do niej bliżej, pogłaskałam po dłoni, pocałowałam w policzek i szepnęłam jej do ucha:

- Nie martw się kochana, Pan jest z tobą. Jesteś w ciąży, moja droga – uśmiechnęłam się i szeroko otworzyłam błyszczące oczy – wiem, bo widziałam później na zdjęciu.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem chora.

Nagle podeszła do mnie siostra, chwyciła mocno za dłoń, odciągnęła na bok i szepnęła:

- Jak ty wyglądasz?! Masz dziurę na tyłku. Nie miałaś innych dżinsów?!

Po pogrzebie podeszła jeszcze do mnie, pytając:

- Wracasz z nami? - miała na myśli siebie i męża.

- Z judaszami nie wracam! – odparłam głośno i w tej chwili zobaczyłam mojego szwagra, jak leży na podłodze, i liże moją nogę. Odepchnęłam go drugą wolną nogą. Pamiętam ten moment, był pijany, ja miałam wtedy szesnaście lat. Teraz wszystko wróciło.

Podeszła ciocia Renatka.

- To może u nas przenocujesz, Agnieszko?

- Dziękuję ciociu, bardzo chętnie.

- Jak sobie radzisz na studiach?

- Bardzo dobrze. Jestem dziekanem wydziału nauki o zdrowiu – i wybuchnęłam śmiechem.

Byłam obdarowywana biżuterią i kosmetykami. Ciocia pracowała w firmie kosmetycznej.

- Teraz tutaj rozwiążę problem zaburzeń psychicznych – mówiłam.

Po dwóch tygodniach pobytu, cioci Renatce skończyła się cierpliwość.

- Raz jej gorąco, raz zimno – narzekała głośno. - Nie wytrzymam już z tą dziewczyną.

I pewnego dnia rzeczywiście nie wytrzymała. Wróciłam pijana ze spaceru z wujkiem Heńkiem.

- To on mnie upił – powiedziałam ze skruszoną miną.

- Nie! Ja już nie wytrzymam! – krzyknęła Renatka. - Dzwonię do Baśki!

- Nie, my na pewno po nią nie pojedziemy. Chcieliśmy wziąć zaraz po pogrzebie. Niech się teraz martwi - Renata usłyszała w słuchawce.

- Heniek! Jutro zawieziesz Agnieszkę do domu! I koniec! Ja nie będę tolerować pijaństwa w moim domu!

Następnego dnia weszłam do domu przez okienko od piwnicy, gdyż drzwi były zamknięte.

I tutaj zaczął się horror:

Dzwonił czarny telefon – diabeł. Nie odbierałam. Czarny pies też był diabłem, a dom to duże, czarne oczy wygłodniałego dziecka – wchodziły we mnie.

Matki już nie było, a tam na telewizorze postawiłam ślubną fotografię, obok zapalony znicz. „Śpiewające fortepiany” milczały. Z monitora wyszła czarna dziewczynka, skurczyły się moje ramiona, ale szeroko otworzyłam oczy.

Trzaskały drzwi, krzyczały wszędzie okna.

” To matka tak krzyczy?” - myślałam.

Wieczorem przyszedł brat. Bałam się go okropnie. Bałam się, że mój własny, rodzony brat zaraz mnie zgwałci. Potem gdzieś znikł, zostałam sama z cieniami i duchami wyobraźni.

Następnego dnia, wieczorem przyszedł Grzesiek – olbrzymi, miejscowy parobek.

- Brata nie ma? – spytał.
- Nie ma.

- Co porabiasz?

-Nic, chcesz, to ci coś pokażę – powiedziałam. - Chodź ze mną na strych, tam są książki, których nie zdążyłam w dzieciństwie przeczytać przez przeżycia.

- Dobra – odpowiedział.

Gdy znaleźliśmy się na górze, popchnął mnie na trociny. Zamurowało mnie, zabolało psychicznie i fizycznie. Tego się nie spodziewałam. Włożył rękę głęboko pod majtki i powiedział:

- Już ja ci pokażę książki.

Po latach, gdy opowiadałam tę historię ze strychem, spytałam drżącym głosem lekarkę:

- Ma pani chusteczki?

- Tfu! – splunęła siostra. - Kurwa! Jak mogłaś robić to z byle kim?! - krzyknęła, gdy byłam u niej w mieszkaniu.

Niedobrze mi się zrobiło. Widziałam jej twarz, ten wyraz twarzy, gdy człowiek czegoś się brzydzi, lub czymś gardzi.

„Został zapas tabletek” - pomyślałam, i lepiej mi się zrobiło.

W domu wzięłam sporą garść. Usiadłam na łóżku i czekałam. Czekałam na sen, ale zamiast tego serce zaczęło szybciej bić i odczułam silny niepokój. Przeraziłam się. Nie tak łatwo było umrzeć.

- Miecio! - wrzeszczałam po chwili do słuchawki. - Zażyłam tabletki i to sporo, Miecio, nie chcę umierać! - wołałam rozpaczliwie.

- Wzywam karetkę, spokojnie – usłyszałam. - I zadzwonię do twojej siostry.

Po chwili zadzwonił telefon. Odebrałam.

- Ja nie mogę z tą twoją siostrą. Odmówiła przyjazdu karetki. Brak słów. Jestem wykończony. Idę spać słoneczko. To nie na moje nerwy. Karetka już jedzie. Dobranoc słoneczko.

W szpitalu zrobili czyszczenie żołądka, poza tym badania wykazały silną anemię i z oddziału ratunkowego przeniesiono mnie na wewnętrzny. Gdy już nieco lepiej było ze mną odwiedziła mnie siostra.

- Jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, to nie mówi o tym wszem i wobec głośno – powiedziała z wyrzutem. - Brat założył sprawę o spadek po matce – dodała uśmiechając się tajemniczo.

- Jak to? Przecież mama wyraźnie z dzierżawcą sporządziła umowę, że cztery hektary ziemi w razie jej śmierci będą należały do mnie, wiesz te po cioci Anastazji – powiedziałam.

- Umowa to jeszcze nie testament! – usłyszałam apodyktyczny ton głosu siostry.

Powstała między nami podwójna cegła. Znowu zaczęłam bać się dziewczynki z zapałkami.

Ilość odsłon: 1183

Komentarze

Nie znaleziono żadnych komentarzy.